J.D. Bujak - Spadek
Ilość stron: 456
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna
Choć mieszkam w Gdańsku, w przeciwieństwie do Megi nie jestem lekarzem pediatrą. Nie mam też ciotki w Krakowie, która mogłaby zostawić mi w spadku kamienicę na Starym Mieście (co automatycznie oznacza, że moje szanse na przeprowadzkę do tego uroczego miasta są niestety bliskie zeru). Wierzę za to w zjawiska paranormalne, które Megi uznawała za bzdury.
I jeśli cała polska fantastyka jest tak dobra, jak książka pani Bujak, chyba powinnam się do niej przytulić. Ale zaraz, chwileczkę! Zaczęłam chyba nie od tej strony. Zatem...
Poznajcie Małgorzatę Jaworską. Młodą lekarkę mieszkającą w Gdańsku, mieście pięknym, lecz mającym swoje parszywości. Małgosia jest singielką, lubi swoją pracę i nie w głowie jej dziwactwa rodem z książek fantasy. Gdy pewnego dnia otrzymuje list z krakowskiej kancelarii prawnej, nie potrafi zrozumieć jak to możliwe, że niewidziana od lat ciotka zapisała jej w spadku dużą kamienicę w centrum królewskiego Krakowa. Dziewczyna w towarzystwie rodziców przybywa na miejsce i dość szybko podejmuje decyzję o zamieszkaniu w nowym miejscu. Kto wie, może okaże się szczęśliwe? Raz się żyje!
Prawnik ciotki informuje również Megi, że zgodnie z wolą zmarłej, nie wolno jej wynająć, ani sprzedać kamienicy. Ponieważ zapis ten nie ma zastosowania w przypadku części użytkowej budynku, dziewczyna szybko wynajmuje parter kamienicy młodemu mężczyźnie – Jankowi Topolnickiemu. Pragnie on otworzyć w tym miejscu przytulną herbaciarnię a fakt, iż jegomość odznacza się niezwykłą urodą, był Megi pomocny w podjęciu decyzji (krew nie woda...). I wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie fakt, że w kamienicy COŚ SIĘ DZIEJE. Przebywający w domu ludzie słyszą głosy i są świadkami przedziwnych, nie dających się wytłumaczyć zjawisk. Czyżby kamienica była... nawiedzona? Na litość boską, dość! Przecież nie będę zdradzać Wam szczegółów!
Smakowała mi ta książka, oj smakowała... Nie obyło się jednak bez pogardliwego prychania. No bo, spójrzmy prawdzie w oczy. Czy ogromną kamienicę można w całości wyremontować w zaledwie miesiąc? A w następny miesiąc załatwić wszystkie formalności związane z otworzeniem w niej herbaciarni? Nie w kraju nad Wisłą! Wiem, czepiam się, jak to ja. Ale skoro Spadek to książka fantasy, cuda najwidoczniej mogą zdarzyć się również w przypadku remontów i urzędowych przepraw. Skoro tę kwestię mamy wyjaśnioną, mogę przejść dalej. Bez szczególnej irytacji przyjęłam także skrajnie sceptyczną postawę głównej bohaterki. Jest ona całkiem zrozumiała, wszak trudno jest wyjaśnić niewyjaśnione. Można jednak w końcu odetchnąć z ulgą.
Jestem oczarowana i nie przypuszczałam, że przeczytam tę książkę w zaledwie jedno popołudnie. Wysokie oceny czytelników wywołały we mnie duże oczekiwania i z radością stwierdzam, że książka spełniła je w stu (a niech już będzie, w stu dziesięciu!) procentach. Przede wszystkim trudno mówić tu o jakimkolwiek wzorowaniu się autorki na kimś innym (przynajmniej ja go nie dostrzegłam). Pomysł na książkę jest dla mnie niezwykle świeży. W końcu poznałam historię, która toczy się na naszych ziemiach, gdzie bohaterowie mają polskie imiona i czują po polsku! Dobrze jest wiedzieć, że jest w naszej literaturze coś, co z powodzeniem można wypuścić za granicę.
PS. Z wściekłością donoszę, że jedna z (chyba dość popularnych) blogerek uznała za stosowne skopiowanie mojego blogowego szablonu. Dziwnym trafem stało się to dzień po tym, jak dodałam ją do obserwowanych blogów. Zdaję sobie oczywiście sprawę z tego, że szablon ów jest uroczy i może podobać się nie tylko mnie, jednak – na litość boską – istnieją jakieś zasady!
Leniwie...
W piątek.
Leniwie...
W piątek.