Książki mojego życia: Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty
Wstyd przed czytanymi przez siebie książkami, jest jak wstyd przed samym sobą. Ukrywanie tego, co miało wpływ na naszą dorosłą postać, charakter i postrzeganie świata, jest ukrywaniem siebie.
Piszę o tym dlatego, że niezwykle łatwo jest zapomnieć o rzeczach, które sprawiały nam przyjemność, gdy byliśmy nie do końca dojrzałymi i nie do końca świadomymi ludźmi. Bycie nastolatkiem to najprawdopodobniej najcięższy etap całego naszego życia. Okres brutalnego zderzenia się z rzeczywistością, wyjście spod matczynej, pełnej kontroli, stawienie czoła rówieśnikom, którym bez trudu przychodzi dzielenie ludzi na lepszych i gorszych.
Jak łatwo można stłumić w kimś jego poczucie wartości? Jak długo może zająć później odzyskanie równowagi i pewności siebie?
Dwadzieścia lat mojego życia zdeterminowanych było przez otyłość. Lista tych, którzy wówczas stłumili moje poczucie wartości, jest bardzo długa. Ale bardzo wielu z nich to dziś intelektualny margines – to dla mnie największa satysfakcja.
Zanim skończyłam szesnaście lat, pasjami zaczytywałam się w powieściach dla nastolatek z serii Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty. Każdą, która była dla mnie dostępna, czytałam w kilkumiesięcznych ostępach nawet cztery, pięć razy. I nigdy nie miałam dość.
Byle nie on, Do miłości jeden krok, Ciao, Bambina, Nie do pobicia, Cudowna przemiana, Czasem warto zaryzykować, Miłosne zapiski, Królewna Śnieżka, Z całego serca, P.S. Kocham Cię, Na łeb, na szyję, Dwoje na wirażu, Podszepty serca, Za przystojny, za bogaty, Za jakie grzechy?, Pożeracz serc, Dziewczyna z usterką, Przepis na miłość, Wymarzony rejs, Miłość do odstąpienia, Miłość na falach eteru, Jedna na milion…
Jako dziewczę, które miało wówczas równie duże szanse na znalezienie chłopaka, jak na wyrośnięcie trzeciej ręki, czytałam te książki i marzyłam o księciu na białym koniu (w tym wieku nie było to, rzecz jasna, nic nadzwyczajnego…). Największą zaletą tych powieści, były szczęśliwe (oprócz P.S. Kocham Cię, gdzie chłopak głównej bohaterki na końcu umiera) zakończenia. Można było mieć pewność, że bohaterka, jakakolwiek by nie była i jakkolwiek by nie wyglądała, znajdzie w końcu szczęście u boku przystojnego (prawie zawsze) chłopca. Zachłannie chłonęłam te niewielkich rozmiarów książki, zazdroszcząc ich bohaterom prawie wszystkiego. Moje życie wydawało mi się mdłe, nijakie, a przede wszystkim nudne.
Przez ostatnich kilka dni zastanawiałam się, jaki wpływ miała na mnie ta seria. Bez wątpienia stanowiła dla mnie olbrzymie pocieszenie w chwilach osobowościowego kryzysu, dotykającego chyba wszystkie dojrzewające dziewczęta. Dała mi również fałszywy obraz idealnego, nastoletniego chłopca… Pisząc to, uśmiecham się pod nosem. Idealni nastoletni chłopcy nie istnieją (Edward Cullen to chyba teraz ta sama kategoria?). Przepocone skarpetki, pryszcze, bekanie w towarzystwie i końskie rżenie w miejsce śmiechu… Nie dla mamy, nie dla taty, lecz dla każdej małolaty, stworzyła w mojej głowie obraz doskonałego, nieskażonego chamstwem (i smrodem skarpetek) ucznia szkoły średniej, który zawsze otwiera przed dziewczyną drzwi, przynosi kwiaty i przeprasza nawet za to, czego nie zrobił. Cóż, liceum zweryfikowało tkwiące we mnie przekonania – na szczęście!
Nie zapominam jednak, że książki z tej serii to spora część mojej młodości (czyż słowa o młodości nie brzmią śmiesznie w ustach dwudziestotrzyletniej dziewczyny?). Nie wstydzę się tego, że były dla mnie ważne – wspominam je z rozrzewnieniem i szerokim uśmiechem na twarzy. Jeśli w przyszłości będę mieć córeczkę, chciałabym, żeby ona także mogła je poznać.
21 komentarze
ehhh, ja zakochiwałam się przy każdej książce tego typu: Jezioro osobliwości Siesickiej - Michał (chyba), w Przygrywce Ewy Lach też mi się kojarzy jakiś tajemniczy amant, Pyziak (z pierwszych części) i Robrojek u Musierowicz, a pierwszy był chyba Staś z W Pustyni i Puszczy, no i jeszcze Tomek Szklarskiego, ehhh było ich kilku :D
OdpowiedzUsuńSzczerze przyznam, że wcześniej nie zwracałam uwagi na to, jakie fałszywe poglądy kreują takie młodzieżowe książki. Nie wszystkie oczywiście, ale chociażby biorąc pod uwagę tę serię, którą sama miałam okazję czytać. I nawet teraz, patrząc na jakiekolwiek książki o nastolatkach omija się te przykre szczegóły, które mimo wszystko są codziennością. Rozbawił mnie fragment o śmierdzących skarpetkach, bekaniu i końskim rżeniu. Potem takie dorastające dziewczęta myślą, że każdy chłopak jest ideolo - a wtedy życie weryfikuje te bajeczki i znów przychodzi załamanie :) I tu nie chodzi tylko o chłopaków - dziewczyny też bekają i śmierdzą im nogi. Wszyscy jesteśmy ludźmi, mimo wszystko :P Prawdą jest, że takie książki w jakiś sposób są wsparciem i pocieszeniem, ale mam wrażenie, że odwlekają w czasie to "przebudzenie". Nie tylko co do facetów, ale do całego życia, które nijak nie przypomina bajki ani romansu :)
OdpowiedzUsuńPamiętam tą serię, polowałam na nią w bibliotece a pani zawsze dla mnie odkładała te nowo pojawiające się :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę :)
UsuńMnie kiedyś pani bibliotekarka w podstawówce (byłam chyba w 4 klasie) powiedziała, że CHYBA JESTEM ZA MŁODA na te książki. NOGI SIĘ PODE MNĄ ugięły na te słowa :D Jedna z nielicznych sytuacji z podstawówki, które pamiętam ;)
Ja jeszcze niedawno zaczytywałam się w tej serii, ale po jakimś czasie przestałam. Choć zdaje mi się, że to były nieco inne wydania, bo tych ze zdjęć nie poznaję ;)
OdpowiedzUsuńMiło wspominam z tej serii książkę "Moja babcia ma chłopaka" ;)
Te ze zdjęć to jedne z pierwszych wydanych w Polsce, w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych :)
OdpowiedzUsuńTeż kiedyś czytałam książeczki z tej serii. Nie mam ich za sobą zbyt wiele, ale z kilkoma miałam okazję zapoznać się. :)
OdpowiedzUsuńNie zaprzeczę, że także podczytywałam sobie książki z tej serii - jedne były lepsze, drugie trochę mniej, ale że czytało się je błyskawicznie, to stanowiły dobry czasozabijacz. Jednak nie szalałam za nimi jakoś specjalnie, ponieważ uważałam je za infantylne i nierealne. Znaczy się, wtedy nie byłam taka mądra, jak teraz, do takich wniosków doszłam z perspektywy czasu :)
OdpowiedzUsuńMłody człowiek patrzy innymi kategoriami :)
UsuńHej, serdecznie zapraszam do siebie - najnowszy post poświęcony zabawie książkowej :)
OdpowiedzUsuńwww.pochylonanaddzielami.blogspost.com
Nigdy nie czytałam tego cyklu.
Ależ mi poprawiłaś humor tym postem :) Doskonale Ciebie rozumiem, bo i ja zaczytywałam się w tych lekturach, marząc, żeby jakiś chłopak zwrócił na mnie uwagę. Pamiętam "PS. Kocham cię", pamiętam też jakaś historię z tańcami irlandzkimi czy coś takiego... Ojj, czytało się, czytało :)
OdpowiedzUsuńCo do kreowania takich wizerunków, każda dziewczyna powinna mieć takiego faceta, który będzie chociaż w jakimś stopniu spełnieniem jej marzeń, a to czy to będzie prawdziwy książę na białym koniu czy "jedynie" jego imitacja nie ma znaczenia :) Pozdrawiam
Domi, właśnie! Ważne, żeby miał dobre serce i żeby po prostu BYŁ przy kobiecie :))))
Usuń'P.S. Kocham Cię' było naprawdę wzruszające, nawet teraz, po x latach bym przeczytała to ponownie. ;) miło wspominam też 'Ciao, Bambina', 'Miłość na falach eteru'... przeczytałam chyba wszystkie książki, każda poprawiała humor i samopoczucie. też byłam zakompleksiona, nadwaga + inne wyolbrzymiane problemy sprawiały, że potrzebowałam pocieszenia tego typu książek nadzwyczaj często... :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
A wiesz? Do mnie najbardziej trafiała książka o dziewczynie z nadwagą, któa pracowała w sklepie zoologicznym. Jejku, ależ ja się z nią utożsamiałam! Czytałam tę książkę na pewno więcej niż 5 razy (wówczas moje ulubione męczyłam tak często, jak tylko się da) i za każdym razem wyobrażałam sobie, że to ja jestem główną bohaterką, a sklep zoologiczny to ten, który znajdował się niedaleko mnie :)
UsuńPozdrawiam! :)
chyba pamiętam! kurczę, fabuły tych książek przypominają teraz naaaaprawdę kiepskie seriale młodzieżowe, ale chyba tego właśnie nastolatki potrzebują. :)
UsuńAch, wróciły moje wspomnienia :) Jako nastolatka, która była pierwszym rocznikiem gimnazjalnym w Polsce, przeczytałam wszystkie książki z tej serii, jakie były dostępne w bibliotece. To był totalny szał wśród moich koleżanek. Miałam nawet listę przeczytanych pozycji. Dziś głupio się przyznać to czytania tych książek, ale muszę przyznać, że to właśnie od nich zaczęła się na dobre moja pasja czytelnicza. Zaczęłam sięgać po inne młodzieżowe pozycje, aż z czasem dotarłam do poważniejszej literatury.
OdpowiedzUsuńMoże przeczytam sobie jakąś jeszcze raz. To było by ciekawe doświadczenie :)
Czytałam tę serię :) Nawet kojarzę te okładki, które zamieściłaś. Bardzo lubiłam te książeczki. To było idealne pocieszenie i mogłam sobie marzyć o idelanej miłości do woli :)
OdpowiedzUsuńTak... Ja myślę, że książki w ogóle mają ogromną siłę oddziaływania na człowieka. Zwłaszcza w okresie dorastania. Szczerze mówiąc ja sama nigdy nie zastanawiałam się jakie na mnie najbardziej wpłynęły, ale skłoniłaś mnie do refleksji. Dzięki! :) Tyle było tych tytułów... A prawda jest taka, że wychowywały mnie głównie książki. Od dziecka. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńza czasów gimnazjum się czytało. Miło wspominam książkę Za jakie grzechy.
OdpowiedzUsuńTo były hity! Nie zapomnę, jak po gimnazjalnych lekcjach biegałam z koleżankami do miejscowej biblioteki, wypożyczając te cudeńka :). Wszystko wówczas było takie beztroskie i przyjemne; ogólnie bardzo miło wspominam tamte czasy :).
OdpowiedzUsuńPamiętam tę serię! Zaczytywałam się w niej i każdą nową książkę zachłannie pochłaniałam :D
OdpowiedzUsuńUwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.