Anthony Bourdain - Kill Grill, restauracja od kuchni
Tłumaczenie: Jacek Konieczny
Ilość stron: 421
Wydawnictwo: W.A.B.
Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna
Dlaczego w restauracji nie należy zamawiać ryb w poniedziałek?
Dlaczego należy unikać potraw uraczonych sosem vinaigrette?
Jak wygląda życie szefa kuchni od kuchni?
Co o restauracji mówi stan łazienki dla gości?
Kto pod żadnym pozorem nie powinien otwierać własnej restauracji?
Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania, Kill Grill, restauracja od kuchni jest książką dla Was. Anthony Bourdain, niezwykle utalentowany szef kuchni, którego wielu z Was może kojarzyć z programów telewizyjnych emitowanych m.in. na kanale Kuchnia TV, odkrywa przed swoimi czytelnikami tajniki życia szefa kuchni. W dużej mierze jest to autobiografia, Bourdain bowiem bez skrępowania opowiada o swoim dotychczasowych życiu, uzależnieniu od heroiny i kokainy, raczy nas swoją historią jako młodego kuchennego pomywacza i restauracyjnego chłopca na posyłki. Śledzimy jego losy od lat dzieciństwa do dnia dzisiejszego, kiedy osiągnął prawie wszystko, o czym może marzyć ktoś, kto związał swe losy z branżą restauracyjną.
Anthony Bourdain jest dla mnie absolutnym autorytetem w dziedzinie kuchni. Wyznajemy tę samą zasadę – jedzenie musi być przyjemnością. Bourdain jest zagorzałym wrogiem pójścia na łatwiznę w gotowaniu. Kostka rosołowa? Boże broń, NIGDY w życiu! Uczy, w jaki sposób zrobić doskonały bulion, jaki nóż jest nam niezbędny w kuchni i dlaczego tylko jeden oraz tego, po czym poznać (stosunkowo) dobrą restaurację. Nie można odmówić mu ciętego języka, co dla mnie jest tylko wisienką na bourdainowskim torcie.
Kill Grill, restauracja od kuchni jest książką, która sprawia, że po jej przeczytaniu ma się ochotę wbiec do kuchni, usmażyć cielęcinę sauté, przyrządzić purée z zielonego groszku, podać je z confitem z czosnku i ugarnirować listkami świeżych ziół.
To doskonała lektura, od której piekielnie trudno się oderwać. Dla kogoś, kto tak jak ja kocha gotowanie i nigdy nie korzysta ze wstrętnych sklepowych „ułatwiaczy” pod postacią fixów i gotowych sosów, jest jak kuchenna Biblia. Doskonałe tłumaczenie i nieunikanie kwiecistego języka autora stanowi jeden z największych atutów tej książki. Mam pewność, że gdyby przetłumaczyła ją kobieta, Kill Grill straciłaby na autentyczności i humorze. A tak, mamy książkę-deser, wodzącą za nos i zarażającą miłością do gotowania. Moje wnioski? Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że nigdy nie postawię nogi w żadnej tandetnej restauracji, co do której mam pewność, że przyrządza uprzednio zamrożone mięso…
13 komentarze
wprawdzie jakoś do książek o kuchni mnie nie ciągnie, już bardziej do jakiś programów, gdzie ktoś na wizji pichci, jednak trzeba przyznać, że ma gościu język ;)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja + "wycinki" i zaczynam szukać tej książki :))
OdpowiedzUsuńNajczystsze toalety są w McDonald'sie.
OdpowiedzUsuńMoże być zabawnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Książka może być całkiem zajmująca, chociaż ja wolę bawić się w wypieki, różnego rodzaju placki, ciastka itp.(mam ogromną słabość do słodyczy) niż zrobić jakąś konkretniejszą potrawę :)
OdpowiedzUsuńNo świetnie :D Lubie programy tego faceta. Niestety sama kucharką jestem marną ;P Moja teściowa pewnie by się w niej zakochała, chociaż cięzko by jej było przyznać, że jest ktoś kto się zna na gotowaniu lepiej niż ona sama ;];]
OdpowiedzUsuńNa tę książkę mam ochotę od dłuższego czasu ;>
OdpowiedzUsuńBrzmi smakowicie! Muszę przeczytać ;>
OdpowiedzUsuńAleż zbieg okoliczności, dopiero co o niej pisałam. Podobała mi się :)
OdpowiedzUsuńHa po raz pierwszy w życiu bardziej podoba mi się przetłumaczony tytuł od oryginału :) Chyba skuszę się na lekturę. Czuję łącznośc dusz z facetem, który tak jak ja nie uznaje podróbek czosnku. Chociaż co do praski to niestety, ale nie mogę się zgodzić! Dla mnie to niezastąpiony gadżet kuchenny :)
OdpowiedzUsuńZ lenistwa nie chce mi się odpowiadać każdej z Was, ale tym, którzy czują się zachęceni, mówię: CZYTAĆ, ludzie, CZYTAĆ! :D
OdpowiedzUsuńTo ja dopowiem: KUPOWAĆ i CZYTAĆ! :D
OdpowiedzUsuńBo mnie taka naszła ochota na tą książkę, że po prostu muszę kupić :)
Do tego z tego co widziałam ceny są rozsądne, a nie jakieś z kosmosu wzięte 50 czy 60 zł ;)
Nie bardzo rozumiem ten Twoj komentarz o potencjalnych kobietach tlumaczacych ten tekst. Uwazasz, ze kobbieta tlumacz uzylaby eufemizmow zamiasst jezyka zamieszczonego tam przez autora??? Znam kilka kobiet tlumaczacych ksiazki i uwierz mi sa dobre w tym co robia, a ich tlumaczenia sa tak blisko oryginal jak sie da. Nie spodziewalabym sie seksizmu z ust wyksztalconej kobiety.
OdpowiedzUsuńUwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.