­
zielona cytryna: John Lennon, Hunter Davies "John Lennon. Listy"

John Lennon, Hunter Davies "John Lennon. Listy"

13:17




Tytuł oryginału: The Lennon Letters
Tłumaczenie: Tomasz Wilusz
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Prószynski i S-ka (dziękuję!)


Ocena (1-10): 6 – dobra



                Gdy byłam dzieckiem, razem z moim miłującym muzykę tatą, słuchaliśmy wspólnie jego ulubionych utworów. Wśród miłych dla naszych uszu melodii znalazły się także utwory Beatlesów. Później dorosłam, moją głowę zaczęła zaprzątać zupełnie inna muzyka, ale w końcu nadszedł dzień, gdy Beatlesi dali mi o sobie przypomnieć. Do dziś pozostał sentyment i raz na jakiś czas mruczane pod nosem teksty piosenek.

                Sięgając po nowo wydaną książkę John Lennon. Listy, właściwie nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. O ile uwielbiam biografie i autobiografie, tak nie czuję się specjalnie zainteresowana prywatną korespondencją osób, o których czytam. Postanowiłam jednak zaryzykować i dać książce szansę. Co z tego wynikło?

                Przede wszystkim ogromnie zdziwiło mnie poczucie humoru Johna, jego wielka błyskotliwość i inteligencja, na każdym kroku przebijająca z korespondencji. Choć zdaję sobie sprawę z faktu, że zamieszczone w książce listy to zaledwie wierzchołek góry lodowej, dzięki nim poznałam Lennona jako osobę niezwykłą, o dużej wrażliwości i wnikliwym zmyśle obserwacji. Lekka ironia, mnogość aluzji, metafory… wszystko to sprawia, że listy muzyka czyta się bardzo przyjemnie, choć nie mogę powiedzieć, bym czytała je z wypiekami na twarzy. A co w kwestii mojego stosunku do życia prywatnego Johna Lennona? Właściwie… zupełnie mnie ono nie obchodziło. W przypadku tej książki zwracałam uwagę głównie na to, w jaki sposób Lennon ubierał swoje myśli w słowa, jak bawił się językiem i jak postrzegał otaczający go świat. Bardziej zajmujące było dla mnie czytanie jego pełnych żartu listów, niż roztrząsanie jego związku z pierwszą, bądź drugą żoną.  

                Hunter Davies wykonał ogrom mrówczej pracy i za to należą mu się wyrazy szacunku. Mimo mojego pozytywnego odbioru tej książki, nie poczułam się jednak specjalnie zachwycona. Trudno mi o „ochy i achy”, gdy książka momentami wydawała mi się nużąca. Podejrzewam, że prawdziwy wielbiciel Lennona i twórczości Beatlesów uzna tę książkę za prawdziwą gratkę, mnie jednak wydała się być zaledwie przyzwoita. Fajerwerków nie było.

Możesz przeczytać również