John Lennon, Hunter Davies "John Lennon. Listy"

Tytuł oryginału: The Lennon Letters
Tłumaczenie: Tomasz
Wilusz
Ilość stron: 408
Wydawnictwo:
Prószynski i S-ka (dziękuję!)
Gdy byłam
dzieckiem, razem z moim miłującym muzykę tatą, słuchaliśmy wspólnie jego
ulubionych utworów. Wśród miłych dla naszych uszu melodii znalazły się także utwory
Beatlesów. Później dorosłam, moją głowę zaczęła zaprzątać zupełnie inna muzyka,
ale w końcu nadszedł dzień, gdy Beatlesi dali mi o sobie przypomnieć. Do dziś
pozostał sentyment i raz na jakiś czas mruczane pod nosem teksty piosenek.
Sięgając po nowo wydaną książkę John Lennon. Listy, właściwie nie do końca wiedziałam, czego się
spodziewać. O ile uwielbiam biografie i autobiografie, tak nie czuję się
specjalnie zainteresowana prywatną korespondencją osób, o których czytam.
Postanowiłam jednak zaryzykować i dać książce szansę. Co z tego wynikło?
Przede wszystkim ogromnie zdziwiło mnie poczucie
humoru Johna, jego wielka błyskotliwość i inteligencja, na każdym kroku
przebijająca z korespondencji. Choć zdaję sobie sprawę z faktu, że zamieszczone
w książce listy to zaledwie wierzchołek góry lodowej, dzięki nim poznałam
Lennona jako osobę niezwykłą, o dużej wrażliwości i wnikliwym zmyśle
obserwacji. Lekka ironia, mnogość aluzji, metafory… wszystko to sprawia, że
listy muzyka czyta się bardzo przyjemnie, choć nie mogę powiedzieć, bym czytała
je z wypiekami na twarzy. A co w kwestii mojego stosunku do życia prywatnego
Johna Lennona? Właściwie… zupełnie mnie ono nie obchodziło. W przypadku tej
książki zwracałam uwagę głównie na to, w jaki sposób Lennon ubierał swoje myśli
w słowa, jak bawił się językiem i jak postrzegał otaczający go świat. Bardziej
zajmujące było dla mnie czytanie jego pełnych żartu listów, niż roztrząsanie
jego związku z pierwszą, bądź drugą żoną.
Hunter Davies wykonał ogrom mrówczej pracy i za to
należą mu się wyrazy szacunku. Mimo mojego pozytywnego odbioru tej książki, nie
poczułam się jednak specjalnie zachwycona. Trudno mi o „ochy i achy”, gdy
książka momentami wydawała mi się nużąca. Podejrzewam, że prawdziwy wielbiciel
Lennona i twórczości Beatlesów uzna tę książkę za prawdziwą gratkę, mnie jednak
wydała się być zaledwie przyzwoita. Fajerwerków nie było.