Gwyneth Paltrow "Córeczka tatusia"

12:04


Tytuł oryginału: My father’s daughter
Tłumaczenie: Grażyna Górska
Ilość stron: 272
Wydawnictwo: Świat Książki (dziękuję ;))

Ocena (1-10): 6 – dobra


                Lubię Gwyneth Paltrow. I książki kucharskie, rzecz jasna. Skoro więc Gwyneth wydała książkę kucharską, oczywistym było, że prędzej czy później wpadnie ona w moje ręce i spragnione pięknych zdjęć oczy.

                Ktoś zapyta: dlaczego? Dlatego, że jakieś dziesięć lat temu gotowanie stało się moją drugą główną życiową pasją i tak już pozostało. Odkąd pamiętam, zawsze uwielbiałam jedzenie, lubiłam wybierać produkty, przyrządzać potrawy, no i oczywiście jeść. Miłością do kulinariów zaraziłam się od ojca, niezwykłego człowieka, wielkiego smakosza, kochającego dobre jedzenie i wino. (str. 12)

                Książka Gwyneth Paltrow jest tym, czego można i powinno się oczekiwać od książki kucharskiej. Jest zbiorem różnorodnych przepisów podzielonych na kategorie: Zupy, sałatki, hamburgery i kanapki, makarony, dania główne, przystawki, śniadania, desery. Gwyneth pozwoliła sobie także na oznaczenie poszczególnych dań graficznymi symbolami sugerującymi charakter potraw, np. wykwintne, jednogarnkowe, wegetariańskie czy szybkie. To duże ułatwienie, zwłaszcza, gdy nie mamy zbyt wiele czasu na gotowanie, lub szukamy przepisu na danie bezmięsne.

                Tym, co urzeka od pierwszych stron, są przepiękne zdjęcia. Fotografia kulinarna, choć trudna, potrafi w niezwykły sposób wydobyć piękno z – wydawałoby się – najbrzydszego nawet dania. W książce znajduje się wiele dań, z którymi bez trudu poradzą sobie nawet początkujący mający „dwie lewe ręce”. Ciężko zepsuć długo pieczone pomidory, czy indyka po bolońsku.

                Jest jednak coś, co momentami popsuło mi humor podczas studiowania książki kucharskiej Gwyneth. Chodzi mianowicie o dostępność kilku składników stanowiących niezbędny element potraw proponowanych przez autorkę. Mając odrobinę wiedzy kulinarnej można wprawdzie zastosować polskie, powszechnie dostępne zamienniki, jednak są produkty, które trudno zastąpić. Suszone płatki ryby bonito, gęste, słodkie wino ryżowe, nektar z agawy… całe szczęście, składników tych jest niewiele i nie mają większego wpływu na możliwości przygotowania dań polecanych przez Gwyneth. Jak dotąd wypróbowałam dopiero trzy przepisy z książki: na karmelizowaną brukselkę, aromatyczny ryż jaśminowy i omlet.   

                Książkę Córeczka tatusia uznaję za dość dobrą. Daleko jej co prawda do książek kucharskich znanych szefów kuchni, ale mnóstwo w niej fantastycznych przepisów na dania, które (co do tego nie mam wątpliwości!) smakują obłędnie, a ich przygotowanie nie zabiera dużo czasu. Ogromnym atutem jest przepiękne wydanie, wspomniane przeze mnie zdjęcia i dużo dopisków od samej autorki, które sprawiają, że książka tchnie życiem, a nie jest jedynie suchą, pozbawioną duszy książką kucharską.  

Możesz przeczytać również

4 komentarze

  1. Słyszałam o tej książce same pozytywne recenzje, ciekawe czy przepisy są równie dobre, a dania pyszne?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja akurat za nią nie przepadam, ale każdą książkę kucharską chętnie poznam ;) Z tymi niedostępnymi składnikami to tak już jest - czasem u Nigelli pojawiają się różne dziwactwa, o których nigdy nie słyszałam. Ale i tak lubię i ją, i jej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No cóż nie dogodzisz wszystkim. Może te produkty są dla Gwyneth czymś powszednim, choć nam wydają się szczytem abstrakcji :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też lubię tę aktorkę, i chętnie zobaczyłabym, jak sobie radzi jako pisarka. A moja Mama z przyjemnością widziałaby na półce kolejną książkę kucharską. Może sprezentuję więc jej tę książkę pod choinkę? :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.