Tadeusz Biedzki - W piekle eboli
„Umrzemy, na pewno umrzemy, tylko ile mamy czasu? Ebola.
Jezu, ebola. Z Zachodniej Afryki do Europy, a potem z głowy, potrzebujemy wody,
wody, wody i puszek, w Walking Dead szukali puszek, mają długi termin przydatności
do spożycia. Nie będziemy wychodzić na dwór, trudno, będziemy wietrzyć, kiedyś
to się skończy. Ebola! Chce mi się wymiotować, Boże, za ile on wróci z pracy?
WHO, szybko, na stronę WHO.”
Fot. |
Natrętne myśli o wirusie ebola plątały mi się po głowie
przez dobrych kilka tygodni ubiegłego roku. Bałam się jak diabli – to był
pierwszy raz w moim życiu, kiedy byłam autentycznie przerażona faktem, że coś
może wymknąć się spod kontroli i ten mały dziad, ten maleńki, tyci tyci wirus
trafi do nas i wszystkich nas pozabija. Kiedy więc parę tygodni temu znalazłam
informację, że Wydawnictwo Bernardinum wydało książkę Tadeusza Biedzkiego
zatytułowaną W piekle eboli, pomyślałam
sobie: serio, człowieku? SERIO?! Pojechałeś
w sam środek tego cholerstwa?
Nie mogłam jej nie przeczytać.
I rzeczywiście, Tadeusz Biedzki razem ze swoją żoną Wandą,
wyruszyli do Afryki Zachodniej i spojrzeli w oczy jednemu najgroźniejszych
wirusów świata. Gwinea, Liberia, Sierra Leone… Biedzki opisuje sytuacje, jakich
w trakcie swojej podróży był świadkiem – ezgotyczne, obce dla nas, Europejczyków,
często kontrowersyjne i nie do końca zrozumiałe. Mimo że książka ta okraszona jest
licznymi, znakomitymi zdjęciami, w samej jej treści brakowało mi tego, co – jak
oczekiwałam – będzie punktem, wokół którego wszystko się obraca. Tymczasem
ebola, ten przerażający, paskudny wirus, mający być głównym bohaterem książki, funkcjonował
gdzieś z tyłu, w tle, i był raczej bohaterem drugo-, a często nawet i trzecioplanowym.
Żebyśmy mieli jasność - doskonale rozumiem, że to nie żarty.
Że przebywanie w miejscach, w których ludzie powaleni chorobą umierają na
ulicy, to nie wakacje na rajskiej wyspie. Mając jednak w pamięci doskonały
reportaż o eboli, który kilka miesięcy temu widziałam w telewizji, wiem, że
można inaczej. Wiem, że da się zrobić tak, by zapierało dech.
Mimo to książka Biedzkiego jest naprawdę dobra i byłoby
niesprawiedliwością, gdybym twierdziła inaczej. To wciąż niezwykle fascynująca
historia, która zachwyci niejednego. Wiem jedno - Bernardinum nie wydaje złych
książek, więc ta nie jest wyjątkiem, i tak jak pozostałe, trzyma bardzo wysoki
poziom. A że nie do końca była tym, o czym myślałam… Zdarza się, czyż nie?
Wydawnictwo: Bernardinum
Ocena (1-10): 6 - dobry
0 komentarze
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.