Książek coraz więcej, a czasu... do dupy, panie! Do dupy!

14:04 , ,

Trzy tygodnie temu Krzysztof Gonciarz opublikował na swoim blogu fenomenalny tekst zatytułowany Śmierć autorom - anatomia kupki wstydu. Przypomniałam sobie o nim dziś rano, kiedy zerknęłam na stojący na półce stos książek "do przeczytania". Wszystkie nowe. Wszystkie wydane w bieżącym roku. Zero staroci, zero klasyki.

http://www.marcandangel.com/2009/08/24/40-modern-nonfiction-books-everyone-should-read/

Gonciarz napisał: 
Prawdopodobieństwo, że nowa książka – ta, której reklamy i recenzje widujesz ostatnio w sieci – wejdzie do kanonu literatury, albo że w ogóle obiektywnie rzecz biorąc warto ją przeczytać – jest niewielkie. Szczególnie jeśli skontrastujemy to z ogromem *genialnych* dzieł, których jeszcze nie poznałeś. Współczesna kultura, z powodów komercyjnych, potwornie nas orientuje na rzeczy premierowe.*
Szlag. Ma chłopak rację - pomyślałam, gdy czytałam ten tekst po raz pierwszy. Parę dni później przeczytałam go po raz drugi. Dziś po raz trzeci. 

W życiu ludzi czytających pojawia się dysonans. Chcielibyśmy być na bieżąco z rynkiem wydawniczym i czytać jak najwięcej świeżynek pojawiających się w księgarniach (zwłaszcza jeśli są szeroko reklamowane i jeszcze szerzej dyskutowane!), a z drugiej strony trudno nam się oprzeć wrażeniu, że klasyka u nas leży kompletnie, że bardzo rzadko łapiemy za książki wydane w ostatnim dziesięcioleciu, a te sprzed dwudziestu lub trzydziestu laty to w ogóle odległa galaktyka. 

Przyjrzałam się więc samej sobie i załamałam ręce, westchnąwszy ze smutkiem. Spośród osiemdziesięciu jeden przeczytanych dotychczas w tym roku książek, zaledwie DWANAŚCIE wydanych zostało w ubiegłej dekadzie (w tym Gra Endera, ale tylko dlatego, że dzięki ekranizacji zyskała drugie życie). O czym to świadczy? Ano świadczy to o tym, że jestem idealnym przykładem na poparcie teorii Krzyśka Gonciarza.
Ciekawość świata to już bardziej klątwa niż błogosławieństwo, a ogarnianie kultury jest skazane na porażkę.*
Zastanówmy się, my, blogerzy książkowi i wielbiciele literatury, kiedy ostatnio przeczytaliśmy COŚ starego? Kiedy ostatnio napisaliśmy o jakiejkolwiek książce, której nie można od ręki dostać w pierwszym lepszym Empiku lub Matrasie? Jeśli o mnie chodzi, za cholerę nie mogę sobie tego przypomnieć (mogłabym wprawdzie zerknąć do zakładki 2012 lub 2011, ale lenistwo mi na to nie pozwala) i choć co jakiś czas łapię się na myśleniu o tym, że warto sięgnąć po klasykę, stos nowiuteńkich książek wciąż rośnie. Nawet w bibliotece z przyzwyczajenia kieruję się w stronę półki z nowościami, choć na kilkudziesięciu regałach czekają na mnie setki fantastycznych dzieł, których nigdy nie poznam i nie zrobię tego tylko dlatego, że jestem podatna na to, co nowe. Czy w ogóle można w tej sytuacji mówić o tym, że jesteśmy oczytani? I co tak naprawdę wiemy o literaturze, skoro nasze czytelnicze gusta kształtowane są prawie wyłącznie przez dzieła współczesne?

* cytaty pochodzą z podlinkowanego wyżej tekstu


Możesz przeczytać również

18 komentarze

  1. Ha! Święta prawda! Cała nadzieja we wznowieniach - dzięki temu sięgnęłam po klasykę Trumana Capote'a, "Z zimną krwią". Moje noworoczne postanowienie będzie uwzględniało przeczytania przynajmniej jednego klasyka w miesiącu, a co!

    OdpowiedzUsuń
  2. Słusznie słusznie, bardzo ciekawy artykuł. Każdy mól książkowy cierpi na ten syndrom kupki wstydu i poczucie, że tego wszystkiego nie da się ogarnąć. Żyjemy w czasach nadmiaru. Ratunkiem jest chyba powiedzenie sobie, że WSZYSTKIEGO NIE MUSZĘ PRZECZYTAĆ/ obejrzeć. Sama łapię się na tym, że czytam głównie nowości, ale usprawiedliwiam się po części tym, że klasykę mam już za sobą - przynajmniej to, co chciałam przeczytać (czytałam jeszcze kiedy nie było blogów i systemu OPAC) i w sumie to nie mam potrzeby sięgania po starsze pozycje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech... kiedy nie było blogów i systemu OPAC byłam na tyle młoda, że czytywałam straszliwe pierdoły dla nastolatków :D

      Usuń
  3. Myślę, że za sytuację tą są odpowiedzialne głównie wydawnictwa, które chcą uzyskać jak największe dochody z nowych publikacji.
    My jako konsumenci nie jesteśmy winni temu, że dajemy się na te błahe sztuczki nabrać, ale właśnie takie artykuły pomogą nam w zmianie tej sytuacji :)
    Pzdr ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy chce zarobić, nie ma nic złego w biznesie. Ale miło byłoby znaleźć jakąś równowagę między nowym i starym :)

      Usuń
    2. A ja właśnie odwrócę sytuację i powiem, że to my jesteśmy sami sobie winni. Wybieramy to, co chcemy (a że dajemy się skusić, cóż, sądzę, że osoby oczytane to jednak często osoby inteligentne i są świadome "łapania się" na reklamę), nikt nam pistoletu do głowy nie przystawia ;) Każdy z nas myśli i analizuje swoje zachowania i nawyki, a przynajmniej mam taką nadzieję :D

      A z ciekawości - co miałyby wydawnictwa robić? Mówić: drodzy, nie czytajcie tego, co my wydajemy, bo nie warto, przecież tyle wyśmienitych książek na rynku od 200-150-100-50 lat funkcjonuje? :>

      Usuń
    3. No wiadomka! Dlatego napisałam, że idealnie wpasowuję się w teorię człowieka zorientowanego na nowości :P Niby mam tę świadomość, a nie robię nic, by to zmienić :P

      Usuń
    4. Samoświadomość jest pierwszym krokiem do podjęcia ewentualnych zmian. Oczywiście, o ile się chce je podjąć. Bo jeżeli nie, to mamy tylko wtedy tę wartość, że znamy siebie i swoje nawyki :D

      Usuń
  4. A ja jestem jak zwykle inny, bo czytuje dużo staroci ;-) Nie stać mnie na nowości wydawnicze, sięgam więc po książki starsze, dużo tańsze :-) Choć, gdybym dysponował większym budżetem... tak, pewnie dużo częściej towarzyszyłyby mi aktualne hity, bestsellery z Empikowych list sprzedaży.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biblioteki, drogi panie, biblioteki! Gdańskie na przykład są FANTASTYCZNIE wyposażone, duża część najnowszych tytułów jest w nich dostępna już parę dni po premierze :)

      Usuń
  5. Ja uwielbiam stare książki, najlepiej jeszcze z antykwariatów, zapomniane przez wszystkich. Lubię odkopywać takie skarby, ale masz rację. Jesteśmy zarzucani "nówkami", nowościami, które szybko zniknął z naszej pamięci (albo pozostaną tam na chwilę)... W dzisiejszych czasach chyba więcej autorów stawia na ilość niż jakość (tak samo wydawcy...) ;c Bardzo mądry tekst, Twój i Krzysztofa...

    OdpowiedzUsuń
  6. Honorata swego czasu organizowała wyzwanie Tydzień bez nowości i to była fajna mobilizacja. Sama starocie czytam głównie w postaci Agathy Christie (za rzadko), ale poza tym to wznowienia starych tytułów (więc się nie liczy) no i nowości.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja pisałam! O Maupassancie! I niedługo napiszę - o starej mazurskiej piosence :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No i muszę dodać, że ja swoje literackie gusta kształtuję na podstawie literatury pięknej trochę starszej niż marne dwadzieścia lat. Być może dlatego łatwiej mi selekcjonować szit i wartościowe rzeczy ;) A! Ze współczesnej literatury czytam obowiązkowo nominacje Nike. Reszta - jak coś mnie naprawdę zachwyci.

    OdpowiedzUsuń
  9. ooo super blog, będę częściej!

    OdpowiedzUsuń
  10. No i jak tu nie przyznać racji, skoro jest po Twojej stronie? ;) Sama nawet też się nad tym ostatnio zastanawiałam, że jest tak dużo książek zarówno w nowościach, jak i z klasyki, które chciałoby się przeczytać, ale fizycznie nie ma na to tyle czasu. I jak z tym żyć? ;)
    Ze starszej klasyki czytałam rok temu: Panią Bovary, Damę Kameliową, Ojca Goriot, Archipelag GUŁag, Krzyżaków, a w tym roku Rzeźnię nr 5. Więcej tak na szybko - nie pamiętam. Musiałabym zerknąć do Exela ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Tu Ci przyznam racje, tyle książek cudnych mam na półkach, ale w ogólnym trendzie czytam prawie same nowości. Ale czas się opamiętać ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.