Krewetki i liście lotosu... Nicole Mones "Ostatni kucharz chiński"

16:05

Tytuł oryginału: The Last Chinese Chef
Tłumaczenie: Elżbieta Kowalewska
Ilość stron: 304
Wydawnictwo: Świat Książki


Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna



                Chciałam tę książkę przeczytać wyłącznie z jednego powodu – JEDZENIA. Nie obchodziło mnie (tutaj puszczam do Was oko, więc nie traktujcie tego poważnie), co zrobi główna bohaterka powieści. Mogłaby nawet polecieć na Księżyc. Wszystko jedno, byle tylko było dużo o jedzeniu. Jak myślicie, rozczarowałam się?

 „- Wszystkie produkty wpływają jakoś na siebie nawzajem.

 - Na przykład?

 - Są różne sposoby. Łamanie kości szpikowych przed gotowaniem, żeby wzbogacić smak. Szybkie podgotowywanie rybich głów, by wydobyć ich bogaty smak. Także cały zestaw technik na konsystencję, sposoby krojenia, moczenie w solance i zalewie. Potem, na kolejnym etapie, stosuje się składniki, które się nawzajem modyfikują. Jest długa lista składników modyfikujących inne smaku, jak cukier czy ocet. Istnieje też co najmniej tyle samo smaków używanych dla ich właściwości kontrolujących i tłumiących inne, ja imbir czy wino. Mamy też kilka rzeczy stosowanych do wpłynięcia na konsystencję. Tu korzystamy z naszych skrobi i sproszkowanych korzeni.” (str. 87) 

                Odpowiedź brzmi: NIE. Mimo, że Ostatniego kucharza chińskiego z różnych względów czytałam na raty, wracałam do niego z ogromną chęcią i niecierpliwością wynikającą z prostego faktu: to po prostu doskonała książka mówiąca o kulturze jedzenia i jego celebrowaniu. Główna bohaterka, Maggie, jest w istocie tylko jedną z kilku ważnych postaci występujących w tej powieści, co więcej, wcale nie najważniejszą. Najważniejszy zdaje się być tytułowy ostatni kucharz chiński. Ale o tym, komu należy się to zaszczytne miano, decyduje czytelnik.

                Mieszanie, ucieranie, nadziewanie, odsączanie… w książce tej pełno jest jedzenia, o którym, jak się okazuje, można pisać naprawdę pięknie, wręcz poetycko. Gotowanie i spożywanie posiłków urastają do rangi rytuału…

                „Sam zaczął znów myśleć o duszonej wieprzowinie dongpo z ryżem. Tak, odsączy tłuszcz. Znał się już dostatecznie dobrze na jedzeniu. Czuł się pewnie. Kiedy ugotuje to na parze i odwróci, uzyska bogatą, brązową, kopulastą masę ryżu nafaszerowanego „skarbami”, z wieprzowiną na górze, dokładnie pokrojoną w kostkę, co jest tak ważne dla potrawy, gdyż precyzja kształtu nadaje smakowi delikatność. Oczywiście, musi pozostawić przynajmniej cienką warstwę tłuszczu. Dla chińskiego smakosza był on najistotniejszy. Miał być lekki i pachnący, o smaku xian jak świeże masło. Powinien się roztapiać na języku niczym gładka pianka – ruan, absolutnie delikatna. Sam wiedział, że tłuszcz ten musi być idealny w smaku. Zanim zacznie gotować mięso na wolnym ogniu, natrze je solą, żeby odciągnąć zbyt intensywne smaki, a potem je kilka razy sparzy, aby smak był czysty.” (str. 184)       

                Mam pełną świadomość, że nie każdy będzie czytać tę książkę z „kulinarnym nastawieniem”. Niektórzy sięgną po nią ze względu na historię Maggie, która nie była najłatwiejsza, kobieta wszak zmuszona była udać się do Chin z powodu wniosku o uznanie ojcostwa jej nieżyjącego męża. Jednak niezależnie od powodu, dla którego zdecydujecie się na tę książkę, powinniście być zadowoleni. Być może tak jak mnie uwiedzie Was piękny język, którym autorka opisała wspaniałą chińską kulturę jedzenia?  Zachęcam do zanurzenia się w tę historię, naprawdę warto.   

Możesz przeczytać również

8 komentarze

  1. Może kuchnia chińska niespecjalnie do mnie przemawia, ale sama historia może być ciekawa :) Może kiedyś się skuszę na tę lekturę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książka jest w drodze do mnie. Bardzo mnie cieszy zatem Twoja pozytywna opinia. Z niecierpliwością będę wyczekiwać listonosza :)

    OdpowiedzUsuń
  3. chętnie bym po nią sama sięgnęła :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka wydaje się naprawdę interesująca. Mam nadzieję, że uda mi się po nią sięgnąć. Wtedy już na pewno zrobię to chętniej, bo aktualnie ze względu na grypę żołądkową nie miałabym ochoty czytania o jedzeniu.. Jednak za 2-3 dni jak najbardziej. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ooo ciekawy temat nie czytałam jeszcze nic z wątkiem "jadalnym" :) Ach muszę sięgnąć po tą lekturę, chociażby dla samych aromatów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdecznie zapraszam do wzięcia udziału w naszych zabawach... Do wybory "Mrrrucząco miauczący konkursik" lub "Urodzinowe książeczkowe candy"

    Szczegóły tutaj: http://ksiazeczki-synka-i-coreczki.blogspot.com/p/konkursy.html

    Z góry przepraszam za spam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo lubię czytać (z racji kulinarnego bloga ;)) powieści kulinarne. Tę sobie zapamiętuję, a Tobie polecam: "Zupę z granatów", "Sto odcieni bieli", "Przepiórki w płatkach róży", "Julie&Julia", "Miłość, zdrada i spaghetti", "Rok w Prowansji", "Lekcja francuskiego" i "La Cucina". Uff, trochę tego ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.