­
zielona cytryna: Monika Richardson "Pożegnanie z Anglią"

Monika Richardson "Pożegnanie z Anglią"

12:40

Ilość stron: 248
Wydawnictwo: Wydawnictwo Czerwone i Czarne

Ocena (1-10): 5 – przeciętna

               
                Za Moniką Richardson przepadam już od wielu lat. Od momentu, gdy w telewizji pojawił się prowadzony przez nią fantastyczny program Europa da się lubić, zaczęłam uważać ją za kobietę inteligentną, mądrą, pełną ciepła i sympatyczną. I mimo, że w ostatnim czasie portale plotkarskie nie zwracają się do niej dość przychylnie (co być może nie jest bezzasadne, biorąc pod uwagę jej ostatnie wypowiedzi), po Pożegnanie z Anglią sięgnęłam chętnie, mając nadzieję na interesującą i mądrą lekturę.

                Niestety, do zachwytu mi daleko. Ot, rozmowa jak rozmowa. Monika Richardson opowiada trochę o sobie, trochę o angielskich obyczajach, trochę o tym, co sądzi na ten, czy inny temat. Wyszło z tej książki coś w rodzaju „wszystko i nic”, z fragmentami, które – wydawałoby się – dobrze wykształcony człowiek powinien pominąć.

                Poznałam siostrę teściowej, która była regularna hipiską i anarchistką, strasznie śmieszną babką. Caroline ma od zawsze burzę rudych włosów, których nigdy nie myje. One po pewnym czasie zaczynają być piękne. Na początku są tłuste, a potem po prostu skóra sama zaczyna regulować czystość. (str. 52)

                Druga siostra Marion, Sonia, mieszka w Australii i ma tam czwórkę dzieci ze swoim angielskim mężem. Trochę się odseparowała od rodziny i swojego staro angielskiego gorsetu. Jest wielka, gruba, wiecznie rozchełstana, chodzi w trampkach i pysznie gotuje. (str. 53)     

                Kilka podobnych „wycieczek” mocno mnie zniesmaczyło, tym bardziej, że bądź co bądź Richardson opowiada o rodzinie swojego byłego męża, któremu także kilkakrotnie w książce się oberwało. Wprawdzie wszystkie odniesienia w stosunku do ex męża wydają się być miłe, a opinie na jego temat wyważone i kulturalne, to jednak trudno pozbyć się wrażenia, że tu i ówdzie pojawia się kilka „prztyczków” wymierzonych w jego stronę.

                Fragmenty poświęcone angielskiej kulturze są zdecydowanie najmocniejszą stroną tej książki, wiele z nich może zaskoczyć i zdziwić. Czyta się je z przyjemnością i z zaciekawieniem, mogą bez trudu zamazać nieprzyjemne wrażenia wywołane innymi fragmentami wywiadu. Mimo to, całościowo książka ta nie może równać się z innymi pozycjami tego wydawnictwa, jak np. O mężczyźnie Zbigniewa Lwa-Starowicza. Można po nią sięgnąć, choć fajerwerków nie będzie.

Możesz przeczytać również