Mąż, czy dziecko? (Jodi Picoult "Krucha jak lód")
Tłumaczenie: Michał Juszkiewicz
Ilość stron: 616
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna
Powieść obyczajowa jest jak biszkopt. Albo wyjdzie, albo nie. Napisać dobrą powieść obyczajową nie jest łatwo, a napisać taką, która w dodatku całkowicie podbije serca i umysły czytelników na całym świecie… cóż, do tego trzeba mieć po prostu talent. Jodi Picoult ma go zdecydowanie.
W Kruchej jak lód, Picoult podjęła temat wrodzonej łamliwości kości, na którą cierpi Willow, młodsza córka Charlotte i Seana O’Keefe. Choroba ta, wywracająca do góry nogami spokojne dotychczas życie rodziny, skłoniła w końcu matkę dziewczynki do założenia sprawy w sądzie i oskarżenia swojego ginekologa o to, że odpowiednio wcześnie nie zdiagnozował choroby, nie dając tym samym matce możliwości dokonania decyzji co do urodzenia dziecka, lub usunięcia ciąży. Postępowanie Charlotte budzi olbrzymie kontrowersje – zwłaszcza, że ginekologiem, którego oskarżyła kobieta jest jej najbliższa przyjaciółka.
Całą sytuację poznajemy z perspektywy pięciu narratorów: Charlotte, jej męża Seana, córki Amelii, prawniczki Marin oraz przyjaciółki Charlotte, Piper. Każdy z nich ma w tej historii coś do powiedzenia, a wbrew pozorom, wrodzona łamliwość kości nie jest jednym tematem, o którym w tej powieści mowa. Czytając Kruchą jak lód zadawałam sobie dwa pytania:
- Dlaczego Charlotte całą swoją uwagę skupiła na Willow, stawiając ją na pierwszym miejscu i jednocześnie coraz mocniej ignorując własnego męża? Pozwolę sobie tu zacytować bardzo interesujący fragment, który znalazłam kiedyś na jednej ze stron internetowych:
W momencie pojawienia się pierwszego dziecka, my kobiety, często przenosimy lokatę uczuć z męża na słodkie niemowlę, tłumacząc sobie, że miłość do dziecka jest tą jedyną czystą i prawdziwą miłością, która będzie wiecznie trwać i dzięki której nigdy nie będziemy same. Nic bardziej mylnego. To pierwszy krok do tragedii dziecka i ogromnej samotności matki. Fakt, że rodzice stawiają siebie na pierwszym miejscu, nie oznacza bynajmniej, że dziecko czuje się odrzucone. Wręcz przeciwnie. Dziecko widząc kochających się rodziców, którzy wyznaczają jasne zasady i granice, chętnie podda się tym zasadom, bo one dadzą mu ogromne poczucie bezpieczeństwa, ale także nabierze odwagi w podejmowaniu życiowych wyzwań, będzie bardziej samodzielne i niezależne. Z kolei dziecko traktowane przez obojga rodziców jako najważniejsze, zostaje z automatu wcielone w trójkąt małżeński. Relacja między małżonkami coraz bardziej się rozluźnia, na rzecz związku uczuciowego pomiędzy matką i dzieckiem, oraz (z nieco mniejszym nasileniem) pomiędzy ojcem i dzieckiem. Na pewnym etapie funkcjonowania tego trójkąta, związek między żoną i mężem utrzymuje się wyłącznie dzięki dziecku, pełniącemu funkcję komunikatora oraz bufora. Źródło: przychologiakobiety.pl
Rozumiem, że choroba Willow czyniła całą sytuację trudniejszą i mniej normalną, niż w przypadku gdyby dziewczynka urodziła się zdrowa. Ale czy niepełnosprawność dziecka oznacza, że matka ma obowiązek (prawo?) poświęcić się mu w stu procentach, ignorując własnego męża czy partnera i spychając go do roli rodzinnego bankomatu?
- Gdzie w całej sytuacji miejsce dla Amelii? Jak to możliwe, że w toczącej się wojnie żadne z rodziców nie zauważyło samotności i cierpienia ich starszej córki?
Picoult po raz kolejny skłoniła mnie do rozmyślań, a to, w jaki sposób skonstruowała poszczególnych bohaterów, i że „dała im głos” pozwoliło spojrzeć na każdego z nich z wielu perspektyw. Charlotte momentami irytowała mnie do granic możliwości – gdybym miała ją pod ręką, pewnie potrząsnęłabym ją i wrzasnęła: kobieto, obudź się! Sean z kolei, od czasu do czasu kompletnie zacietrzewiony w swoich poglądach sprawiał wrażenie, jakby brakowało mu testosteronu. Nie zmienia to jednak faktu, że Krucha jak lód podbiła moje serce już od pierwszych stron i finalnie wylądowała na liście najlepszych książek, jakie przeczytałam w tym roku. Polecam.
12 komentarze
A mnie jedna książka tej autorki wycieńczyła emocjonalnie ("Bez mojej zgody") na tyle, że nie doczytałam jej do końca, natomiast druga ("Deszczowa noc") - rozczarowała. I jak na razie nie planuję czytania kolejnych jej powieści.
OdpowiedzUsuń"Bez mojej zgody" chodzi za mną od dłuższego czasu, ale nie mogę na nią trafić. Słyszałam, że jest bardzo dobra :)
UsuńZachowanie Charlotte bardzo mnie wkurzało, zwłasza w stosunku do Amelii. Rozumiem, kobieta ma chore dziecko, ale halo... niech nie zapomina o jeszcze jednej córce.
OdpowiedzUsuńPicoult poraz kolejny udowodniła, że potrafi wzbudzać kontrowersje i grać na emocjach.
Tak chyba niestety jest, że niektórym kobietom odbija i myślą, że dziecko jest pępkiem świata, zwłaszcza jeśli jest chore. Moim zdaniem nie można zapominać o innych członkach rodziny, ani też o sobie i dlatego się szalenie bulwersowałam podczas czytania :P
UsuńI fakt, Picoult chyba ma ogromny talent do emocjonalnego rozjuszenia czytelnika :D
bardzo lubię autorkę i po tę książkę z pewnością sięgnę
OdpowiedzUsuńczytałam już pięć innych jej książek i wiem, że chcę przeczytać wszystkie
To prawda, że Picoult ma talent i za każdym razem, kiedy czytam jej książki, jestem w jakiś sposób rozbita emocjonalnie i psychicznie. Akurat "Krucha jak lód" należy do tych "lepszych", które miałam okazję czytać, a mówiąc "lepsza" mam na myśli bajzel, jaki wywołała w mojej głowie i jak na mnie wpłynęła dana pozycja. W stylu Picoult podoba mi się to, że do ostatnich stron nie wiemy, jak cała przedstawiona przez nią historia się skończy i mimo że autorka ma swój schemat, to wciąż chce się ją czytać :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za ta autorką, ale przyznaję, że mnie swoją opinią zaintrygowałaś! :)
OdpowiedzUsuńCzytałam "Kruchą jak lód" już dość dawno, ale dalej pamiętam fabułę. Właśnie za to uwielbiam twórczość Jodi Picoult - trudno mi zapomnieć o historiach zawartych w jej książkach. Pamiętam, że bardzo przeżywałam chorobę Willow. Czytając ją, współczułam nie tylko Willow, która była biedną, chorą, wiecznie łamiącą sobie kości, dziewczynką. Współczułam również jej rodzinie, która każdego dnia musiała o nią dbać i pilnować, aby każdy jej ruch nie skończył się połamaną nogą lub ręką. Czułam podziw dla samej Willow, która mimo takiej choroby, była radosna, potrafiła śmiać się i w miarę własnych możliwości cieszyć się z życia.
OdpowiedzUsuńLimonko zabiłaś mnie tym porównaniem powieści obyczajowej do biszkopta na początku... :) Ale sporo masz w tym racji.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Picoult i mam w planach tę książkę już od jakiegoś czasu, ale właśnie czasu na nią mi jakoś brak. Trochę mnie przeraża ta ilość osób, które się wypowiadają. Nie wiem, czy się nie pogubię.
Tematyka trudna i ważna, jak zwykle u autorki zresztą. O samym problemie trudno mi się wypowiedzieć. 3 lata pracowałam jako wolontariuszka w hospicjum dla dzieci i zauważyłam, że matki chorych dzieci mają problem przede wszystkim ze sobą. One nie umieją najbardziej zaakceptować takiego stanu rzeczy i albo same czują się winne, albo obwiniają wszystkich dookoła i czują się pokrzywdzone. A dziecku chcą "wynagrodzić" to, że jest chore całkowicie mu się poświęcając. A moim zdaniem lepiej byłoby pomóc mu pogodzić się z chorobą i samemu to zrobić, pomóc przezwyciężać bariery i zacząć normalnie żyć na tyle na ile to możliwe. Ale częściej się je traktuje jak jajko. A już nie wspomnę o tym, że takie dzieci bardzo często same się dopominają o mniejszą wręcz opiekuńczość matek... Uf, ale się rozpisałam... pozdrawiam. :)
Oj, się rozpisałaś! Ale fajnie, bo lubię takie długie komentarze, dzięki czemu wiem, że ktoś NAPRAWDĘ czytał to, co nabazgrałam :)
UsuńWłaściwie nawet ciężko mi skomentować to, co napisałaś, bo skoro sama obserwowałaś matki chorych dzieci, wiesz dobrze, o czym mowa.
Bardzo dawno już nic nie czytałam tej autorki, a był czas że się nią zaczytywałam ;)
OdpowiedzUsuńCześć molu książkowy. Przez przypadek trafiłam na Twoją stronę szukając czegoś o Sadze Millenium. Byłam ciekawa co inni myślą po przeczytaniu jej. Ciągle nie mogę wyjść z zachwytu. Co to za pisarz! MASAKRA po prostu. Bierzesz książkę do ręki i nie ma cię dla nikogo.
OdpowiedzUsuńAle miałam coś o autorce "Kruchej..." Bardzo fajny sposób pisania i pokazywania sytuacji z różnych stron. Przeczytałam chyba z 6 jej powieści i dwie z nich utkwiły mi w pamięci na bardzo długo. "Bez mojej zgody" i "Dziewiętnaści minut" naprawdę powalające. Nie ukrywam, że gdyby pierwszą jej książką którą bym kupiła była "Przemiana" to na pewno nie przeczytałabym nic więcej tej autorki. Cały czas miałam wrażenie, że są tam wątki z "Zielonej mili". Nie polecam akurat tej pozycji.
Pozdrowienia i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś odwiedzę Twoją stronę.
Goś
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.