Marek Krajewski, Jerzy Kawecki - Umarli mają głos
Poszłam do łóżka z patologiem sądowym. Niestety, choć niezły jest w krojeniu zwłok i ważeniu narządów wewnętrznych, w łóżku sprawdził się kiepsko. Takie życie.
Wiele jest rad, którymi w dobrzej wierze raczą nas obcy nam ludzie. Będę dziś jednym z nich, a moja rada na ten tydzień brzmi następująco: nie polecam czytania o gnijących zwłokach tuż przed snem, jeśli nie masz ochoty spotykać ich przez całą noc we wszystkich swoich snach, 0/10.
Umarli mają głos, bo o niej chcę napisać, to napisana przez Marka Krajewskiego książka o mniej i bardziej krwawych kryminalnych zagadkach z przeszłości, wzbogacona przez Jerzego Kaweckiego o wiedzę z zakresu medycyny sądowej. Zapowiadało się nieźle, a skończyło zakalcem i niestety, to zdecydowanie jedno z moich największych książkowych rozczarowań tego roku. Dowiedziałam się na przykład, że niespecjalnie odpowiada mi styl Krajewskiego i jeżeli to, co pokazał w Umarli mają głos jest jego standardowym sposobem pisania, nie mam ochoty na więcej. Dziękuję, postoję.
Przeraża mnie, że historie opowiedziane przez autorów zdarzyły się naprawdę, a nie są jedynie wytworem niczyjej bujnej wyobraźni. Przeraża, bo przyjemniej byłoby mi żyć z myślą, że ludzie tak naprawdę nie są zdolni do makabrycznych czynów, bo te zdarzają się wyłącznie na ekranach kin i naszych telewizorów. Niestety, wishful thinking, moi mili. To nie jest przyjemna lektura, ale nikt nie mówił, że taka będzie. Problem jednak w tym, że myślałam, że będzie chociaż ciekawa. Oceny wysokie, recenzje doskonałe, wszyscy hurra, konfetti i balony.
Niestety, nie dla mnie.
Liczba stron: 304
Wydawnictwo: Znak
Ocena (1-10): 4 - może być
0 komentarze
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.