Co czytasz, blogerze? #2 Igor Mróz, lepszawersjasiebie.pl
Igor jest autorem bloga Lepsza wersja siebie |
Widziałam na Twoim fanpage’u, że czytasz Marka
Aureliusza. Co Ci strzeliło do głowy?
Dobrze powiedziane - “czytasz go” (śmiech). Rozmyślania
to książka, którą usiłuję skończyć od roku i jeszcze mi się nie udało, mimo że
jest bardzo cienka. A co mi strzeliło do głowy? Jest taki gość, który nazywa
się Tim Ferriss – jest dość znany, szczególnie w zagranicznej blogosferze, ale
i nie tylko – jest trendsetterem i mocno inspiruje ludzi. Pewnego razu
słuchałem jego podcastu, w którym propagował filozofię stoicyzmu. Jedną z
książek, którą wówczas polecił, były właśnie Rozmyślania Marka Aureliusza,
mądrego stoika sprzed dwóch tysięcy lat. To interesujące, choć ciężkie
stylistycznie i miejscami dość usypiające dzieło, ale czytam. Inną książką,
którą Ferriss polecił, był Grek Zorba i jego łyknąłem w miarę szybko.
Rozumiem, że jeśli „męczysz go” przez rok, równolegle
czytasz też coś innego?
W ubiegłym tygodniu miałem urodziny i od Asi z bloga Book me a cookie dostałem Ojca chrzestnego, z mojej listy książek, które chcę przeczytać. Znajduje się tam również World War Z, i ją dostałem z kolei od swojego najlepszego kumpla. Zacząłem ją dzisiaj czytać, bo właśnie skończyłem Ojca…
I jakie masz przemyślenia po Ojcu chrzestnym? Dla mnie osobiście to jedna z najważniejszych książek, jakie czytałam w życiu.
Powiem ci, że super się czytało, książka jest mega
wciągająca. Jednak myślę, że bardziej by mnie porwała, gdybym przeczytał ją
piętnaście lat temu i nie widział wcześniej filmu. Jest świetna, ale nie
zostawiła we mnie po sobie zbyt wiele. Bardzo wiele już przeczytałem w życiu,
wiele przemyślałem i czasami jest po prostu tak, że książka potwierdza to, co
już wiem, więc nie ma w niej dla mnie nic nowego.
A World War Z? Oglądałeś film?
Nie oglądałem filmu. Mam tak bardzo często, jak na przykład z Grą o tron. Nie widziałem serialu, a przeczytałem chyba cztery części książki.
Czy są jakieś książki lub konkretny gatunek, których nie
przeczytałbyś nawet gdyby oferowano Ci za to pieniądze? Czyli coś, co z zasady
uważasz za drętwe, nudne lub trywialne?
Przychodzą mi na myśl Harlequiny, będące dla mnie symbolem czegoś miałkiego i głupiego. Do tej samej kategorii zalicza się fantastyka za 2,50 zł, będąca najczęściej jedną wielką piramidalną bzdurą.
W jednym ze swoich tekstów napisałeś, że gdy byłeś młodszy, czytałeś na okrągło jedne i te same książki –
jakie to były książki i dlaczego?
Te, które stały na mojej półce (śmiech). Na pewno książki Wiktora Suworowa, na przykład Akwarium albo Lodołamacz. Miałem fioła na punkcie historii II Wojny Światowej i Związku Sowieckiego. Była też pierwsza biografia Arnolda Schwarzeneggera Arnold. Edukacja kulturysty i ona bardzo wiele zmieniła w moim życiu. Połowa tej książki to jego wspomnienia, a połowa to plany treningowe. Zresztą to w ogóle była książka, która mnie kopnęła w dupę i zainspirowała do poważniejszych ćwiczeń kulturystycznych i wielu, wielu zmian w moim życiu. Czytałem ją wielokrotnie. No i wreszcie różne części Pana Samochodzika – te to czytałem chyba jakieś osiemset razy.
W związku z wspomnianym przez ciebie Schwarzeneggerem – jak zapatrujesz się na popularne w ostatnich latach książki poruszające temat świadomości własnego ciała, ćwiczeń, motywowania się… Słowem, celebryckie poradniki?
Ciężko mi się jednoznacznie określić. Fajnie, że ludzie propagują coś takiego Na pewno wiele jest w tych książkach fajnych i mądrych rzeczy, ale ja mam z nimi mały problem, który wynika z mojego minimalizmu. Uważam, że przynajmniej 95% informacji w każdej z nich jest to powtórzenia. Przez nadmiar tego typu literatury, ciężko dotrzeć do czegoś naprawdę wartościowego. Ja na przykład, w tej chwili zaprzestałem czytania książek typu: jak ułożyć sobie życie, no bo co może być tam nowego i odkrywczego? Niestety często to bardziej narzędzie autopromocji, niż faktyczna chęć pomocy bliźniemu, którą deklarują autorzy. Gdyby chcieli pomóc bliźnim - po prostu polecili by im już istniejącą literaturę na ten temat.
A właśnie – minimalizm. Czy przekłada się on również na
książki?
Jak najbardziej. Za pomocą Gumtree, OLX i tego typu
serwisów, pozbywam się stopniowo tzw. czytadeł, czyli książek, do których nie
ma po co wracać. Część książek wolę mieć w czytniku, część wolę pożyczyć… I
tutaj znów wspomniana Asia jest świetnym źródłem książek (śmiech). Mam też na
swojej liście zaznaczone na czerwono odwiedziny w bibliotece, ale póki co
kompletnie ich nie potrzebuję. Wciąż mam w domu duży stos książek do
przeczytania i sporą półkę z książkami. Nie chcę by urosła ilościowo, lecz
jakościowo. Stopniowo pozbywam się tytułów, do których nie wrócę, zamieniając
je na te, które naprawdę warto mieć na swojej półce.
Dużo podróżujesz, powiedz mi, czy zdarzyło ci się
odwiedzić pewne miejsce tylko dlatego, że przeczytałeś o nim w jakiejś
powieści?
Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy, to że
odwiedziłem wioskę rodzinną Arnolda Schwarzeneggera w Austrii, taką zapyziała,
którą ma z 300 mieszkańców. Ale à propos powieści, tak, odwiedziłem. Jak
wspomniałem, jestem fanem Pana Samochodzika i trzy lata temu, ze swoją ówczesną
dziewczyną, pojechaliśmy najpierw do Malborka, tam, gdzie działa się część Pan
Samochodzik i Templariusze. Nawet znalazłem restaurację Nad Nogatem, gdzie Pan
Samochodzik randkował z jakąś panną (śmiech). Później pojechaliśmy do
Fromborka, gdzie rozgrywała się akcja innej części. Dobry przykład? Ach, i
pewnego dnia odwiedzę na pewno pojezierze myśliborskie z Pan Samochodzik i
Księga Strachów!
Czy jest książka, której nie przeczytałeś, a wiesz, że
chyba powinieneś i wstydzisz się tego?
Nie.
Nie?
Nie. Jeśli chciałem, a nie przeczytałem, to po prostu nie
miałem czasu i pewnie to nadrobię. Mam sporo książek na swojej liście do
przeczytania, mam ją nawet gdzieś tam opublikowaną.
Czyli nie masz żadnych wyrzutów sumienia, że czegoś nie
znasz?
Broń Boże nie mam, bo wiem, że poznam. Nie mam wyrzutów sumienia, że pewnie nie przeczytam np. Ulissesa, bo uważam, że życie jest przyjemnością, a nie katowaniem się książką, której się nie da przeczytać. Człowiek do książek dorasta… Na przykład do Ferdydurke. To paranoja lektur szkolnych! Prawdopodobieństwo, że trafimy na osiemnastoletniego czytelnika, który faktycznie to skuma i da sobie z tym radę, jest bardzo nikłe. Kiedy ja rok temu otworzyłem tę książkę, to ona zaczyna się od tego, że gość ma trzydzieści lat z hakiem i czuje, jakby był dzieckiem. Wszyscy dookoła są tacy bardzo dorośli i jego zdaniem chyba udają, więc on też będzie udawał… Przeczytałem to i powiedziałem sobie: cholera, to jest o mnie! I to było fajne, bo choć książka jest mega ciężko napisana, to, co było w niej na początku, było dla mnie kopem, żeby faktycznie ją dokończyć. I jak taki osiemnastolatek miałby mieć motywację, żeby ją przeczytać?
Czyli mówiąc krótko, zajęło ci piętnaście lat, by
dorosnąć do Ferdydurke.
Dokładnie. Czyli być może kiedyś dorosnę też do Ulissesa.
0 komentarze
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.