Hajda! Obalić Korybuta! (Robert Foryś - Bóg, honor, trucizna)

09:32

Intryga? Jest.
Klimat? Jest.

Twarde babki z jajami, które zrobią wszystko, żeby osiągnąć swój cel? Są. 

Książka Roberta Forysia towarzyszyła mi, bo tak się akurat złożyło, w dniach zimnych i pochmurnych. Wtedy, kiedy człowiekowi nie chce się nic, prócz zanurzenia w lekturze i popijania litrami gorącej herbaty z cytryną. Albo kawy. Obojętnie. Bóg, honor, trucizna, przeniosła mnie w czasy, które do dziś czasami śnią mi się po nocach jako koszmar. Tak, kilka lat temu oblałam egzamin z historii Polski tego okresu. Brr. I Foryś trochę mi tę Rzeczpospolitą odczarował, a przynajmniej sprawił, że już nie wzdrygam się na myśl o niej. To już wiele, bo trudno przekonać człowieka, który się zraził.  


A sytuacja wygląda tak. Na tronie Rzeczypospolitej zasiada Michał Korybut Wiśniowiecki, mąż Eleonory Habsburżanki, syn zmarłego Jeremiego Wiśniowieckiego i Gryzeldy Zamoyskiej, twardej, groźnej i apodyktycznej kniahini. Z Korybuta szybko wychodzi człowiek raczej uległy, rozmiękły, bojaźliwy i słaby, ze skłonnościami homoseksualnymi, które Habsburżankę w zasadzie trochę ranią, choć może nie do końca, skoro i tak ma romans (a może romans ma właśnie dlatego, ta informacja chyba mi umknęła). Jest też Marysieńka (właściwie Maria Kazimiera) Sobieska i jej mąż Jan. Tak, ten Sobieski, który później wstąpi na tron. Bo w całej historii o tron właśnie idzie, gdyż Marysieńka chętnie ujrzałaby tam swojego kochanego męża, a że intrygantka z niej pierwszorzędna i w dodatku kłamczuszka (ekhm ekhm, ciąża...), idzie jej całkiem nieźle. Zwłaszcza, że ma na swoich usługach kobietę, która z powodzeniem mogłaby robić za XVII-wiecznego Jamesa Bonda. 

I przyznam szczerze, że książka Forysia mogłaby z powodzeniem zastąpić nudne historyczne lektury, którymi męczy się biednych gimnazjalistów i licealistów. Słowo daję, to naprawdę zupełnie inna jakość. Jest napięcie, jest pędząca, uniemożliwiająca jakiekolwiek znużenie akcja, są intrygi, są twarde i bezwzględne babki... Nagle epoka, którą jeszcze kilka lat temu przyswajałam z olbrzymim trudem, stała się naprawdę intrygująca, taki trochę House of Cards w wersji damskiej, w dodatku rodem z I Rzeczypospolitej. Jest moc! Książkę czyta się błyskawicznie, człowiek wchodzi w trochę mroczny, ale pociągający klimat, ma się ochotę na więcej. Postacie kobiece są tu naprawdę wyraziste, a polityczna rozgrywka toczy się w zasadzie głównie dzięki nim. Ja to kupuję i czekam na kolejną część.

Ilość stron: 424
Wydawnictwo: Otwarte

Ocena (1-10): 7 - bardzo dobra

Możesz przeczytać również

0 komentarze

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.