Karolina Korwin-Piotrowska "Bomba, czyli alfabet polskiego szołbiznesu"
Ilość stron: 336
Wydawnictwo: The Facto
Ocena (1-10): 6 - dobra
Gdy kilka dni temu po raz pierwszy
wzięłam do ręki książkę Karoliny Korwin-Piotrowskiej, za nic w świecie
nie mogłam zrozumieć, po co ta fantastyczna kobieta zadała sobie tyle
trudu, by ją napisać. Koń jaki jest, każdy przecież widzi, a jaki jest
polski szołbiznes, o tym osoby w miarę na bieżąco śledzące plotkarskie
portale i kolorowe magazyny, wiedzą aż nazbyt dobrze.
Przaśny i godny pożałowania - tak można go scharakteryzować w kilku
zaledwie słowach. Co więcej, skutecznie goni ten zza oceanu, zwłaszcza
jeśli idzie o poziom skretynienia tych, którzy reprezentują go na
naszym, rodzimym gruncie. Wprawdzie nie doczekaliśmy się (i oby nigdy do
tego nie doszło!) w telewizji programu na miarę Here comes Honey Boo Boo,
ale to, co możemy obserwować w śniadaniówkach dobitnie pokazuje, że nie
wiedzą i umiejętnościami zdobywa się dziś sławę, a ciałem, portfelem i
gotowością na największe upodlenie w imię rozpoznawalności i pozowania
na ściankach. Dopiero po przeczytaniu i przetrawieniu "Bomby..."
zrozumiałam, że Karolinie Korwin-Piotrowskiej nie zależało na tym, by
wyłącznie zmieszać z błotem tych, którzy na to zasługują, lecz by przez
porównanie dowieść, że mimo pozorów są w Polsce postaci zasługujące na
miano prawdziwej gwiazdy.
Dziennikarka nie jest w swoich ocenach przesadnie złośliwa, ale też
niespecjalnie się hamuje. Co ważne, nigdy nie krytykuje fizyczności
(chyba, że naznaczona chirurgią estetyczną atrakcyjność idzie w parze z
kompletnym kretynizmem), a wypunktowuje głupie posunięcia, zachowania i
bzdurne wypowiedzi - dla tych jest bezlitosna.
"Największy zmarnowany talent muzyczny w Polsce po 1989 roku. Na własne życzenie. Tak to jest, kiedy mentalnie nie dorasta się do decydowania o sobie. Ma niewiarygodny głos, wrażliwość, osobowość sceniczną i urodę. (...) Edyta Górniak niestety ośmiesza się regularnie, nie pamiętając na przykład na spotkaniu z fanami tekstów własnych piosenek albo wyrzucając kolejnych menadżerów i twórców strony internetowej. Zapomina tekstu piosenki na oficjalnym koncercie i winę zrzuca na publiczność. (...) Chciałoby się nią potrząsnąć i powiedzieć, żeby wzięła się wreszcie do prawdziwej roboty, znalazła jakiegoś producenta, który nie będzie głuchy i który z nią wytrzyma." (str. 93-95)
"Nie wiem, kiedy był moment krytyczny, kiedy Tomek Karolak przestał zachwycać, a zaczął męczyć. (...) Rozumiem, że czasem jest się zmuszonym grać w byle czym, bo rachunki trzeba płacić, ale liczba byle jakich filmów zagranych w krótkim czasie i chyba tylko dla kasy jest w jego przypadku przerażająca. (...) Na dodatek udziela coraz dziwniejszych wywiadów, w których pokazuje - nie sposób nie odnieść takiego wrażenia - że matkę swoich dzieci ma gdzieś i że uwielbia ją publicznie upokarzać." (str. 128-129)
Książka Karoliny to także kopalnia wiedzy na temat doskonałych polskich
filmów. To właśnie dzięki niej obejrzałam wczoraj zachwalaną przez nią
"Różę" i postanowiłam dać szansę polskiej kinematografii, choć kino nie
jest czymś, co specjalnie lubię.
O Korwin-Piotrowskiej mówi się różnie. Ma wielu przyjaciół, ale też
wielu wrogów. Katarzyna Skrzynecka nazwała ją kobietą "głęboko
nieszczęśliwą, z ogromnym problemem nienawiści do ludzi", Paulina
Smaszcz-Kurzajewska określiła ją jako "osobę, która jest psychicznie
chora", Michał Wiśniewski stwierdził, że jest "ścierwem roku", a Edyta
Górniak powiedziała o niej: "nieurodziwa, bez partnera życiowego, bez
dziecka". Tak reaguje się na osobę, która bez wahania obnaża i wyśmiewa
każdy, najmniejszy nawet przejaw głupoty i braku rozsądku. A ja cieszę
się, że osoba taka jak Karolina w mediach funkcjonuje. Bez niej byłoby
naprawdę nudno.