Make Life, a tfu, Harder, czyli Maciej i Lucjan udają pisarzy
Jest dopiero trzynasty dzień lutego, w dodatku piątek, czyli mamy początek roku i już jest do dupy, jakby sam luty był za mało gówniany. I na dokładkę do całej tej żenady i biedy, Lucjan i Maciej, czyli duet bezczelnie wspinający się na plecach Kasi Tusk udają pisarzy, co jest trochę słabe, bo kto w wieku trzydziestu lat pisze o głupotach, zamiast zająć się prawdziwą pracą, no ale dobra. Literackiego Nobla i tak z tego nie będzie, najwyżej papier toaletowy.
Bogu dziękuję i Prószyńskiemu, że dostałam tę książkę jeszcze przed premierą i wszem wobec mogę głosić, że szkoda złamanego grosza na te marne wypociny, na te wulgarne, kloaczne i prostackie wynurzenia. Lepiej kupić Grę o Ferrin czy coś Coelho. Nie że wymyślam, o nie! Czytałam na czytniku, który wskutek całego tego czytania wygląda jak nieboskie stworzenie, bo:
- oplułam go colą, co mi zamiast do brzuszka, nosem jakimś cudem wyprysnęła;
- ufajdałam go lekko już przeżutym Michałkiem białym firmy Wawel, bo mi wyleciał z buzi przy czytaniu.
Strat w ludziach na szczęście żadnych, ale przy jednym, wyjątkowo nagłym ataku pełnego politowania rechotu, prawie obudziłam dziecko. Prawie.
Strat w ludziach na szczęście żadnych, ale przy jednym, wyjątkowo nagłym ataku pełnego politowania rechotu, prawie obudziłam dziecko. Prawie.
Maciej i Lucjan (co to w ogóle za imię...), dobrze, że nie podpisują się nazwiskiem, to będzie mniejszy wstyd na dzielni i w rodzinie, to ludzie wyzuci z wszelkich wyższych uczuć. Wygląda na to, że byli na wagarach, gdy ich rodzice próbowali wbić im do głów zasady dobrego wychowania. Bezlitośnie szydzą z ludzi gorszych, na przykład z mieszkańców Podkarpacia, i w ogóle ze wszystkich innych, wynosząc jednocześnie samych siebie na szczyt elokwencji. Dno i cebula, jak śmią się wyrażać, dotyczy ich w równie wielkim stopniu. Tak, panowie, wiem, że to przeczytacie, ale taka jest prawda. Żadne z was pisarzyny, tylko - jak sami mówicie o innych - kasztany, w dodatku nadgniłe. Albo buraki, żeby było dosadniej.
Szkoda czasu, pieniędzy, nerwów, naprawdę jest w tym kraju kogo czytać, a nie takich dupków, co to im się sława zamarzyła i jadą po bandzie, nie licząc się z nikim i z niczym, plując na wszelkie wartości, świętości i dobra narodowe. Mam apel do Prószyńskiego - weźcie się może za wydawanie prawdziwej literatury, a nie takiego szajsu, co?
***
***
No dobra. Kłamałam.
***
***
Nie no, serio, kłamałam. Macieju, Lucjanie, choć niektóre części waszych serc należą do mnie...
... ja oddaję wam CAŁE MOJE SERCE!!!!!!!11111jedenjeden
Ta książka to MAJSTESZTYK. To godziny niepohamowanego RECHOTU, już nawet nie śmiechu, RECHOTU, obrzydliwego, a przez to diabelnie zabawnego żartu, szydery i tego, co w Make Life Harder pokochałam od początku, czyli ORYGINALNOŚCI. Nie znalazłam tu nic, co mogłabym skwitować hasłem: nie no, panowie, przegięliście. NIC. Jest moc, więc kupować i czytać, tak, nawet wy tam, na Podkarpaciu.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena (1-10): 9 - wybitna
Ocena (1-10): 9 - wybitna
0 komentarze
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.