­
zielona cytryna: Ile jest Tolkiena w Tolkienie?

Ile jest Tolkiena w Tolkienie?

11:43

Kiedy w moje ręce wpadł Upadek króla Artura, nie spodziewałam się, że Tolkiena będzie w nim jak na lekarstwo. Zanim rozwinę swą myśl, chcę, żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie neguję wydawania niedokończonych dzieł zmarłych twórców (choć trochę mnie to dziwi), absolutnie. Fani z pocałowaniem ręki przyjmą wszystko. Ale to, co otrzymałam w pakiecie z napisanym przez Tolkiena poematem... no cóż. Nie tego oczekiwałam i na pewno nie jestem z tego powodu zadowolona. 

Nie należę do gorliwych wielbicieli twórczości Tolkiena. Władcę Pierścieni rzecz jasna czytałam, ale z Hobbitem, mimo wieli prób, jakoś mi nie po drodze. Silmarillion natomiast porzuciłam po kilkudziesięciu stronach, ponieważ zwyczajnie nie mogłam przez niego przebrnąć. Nie należę też do literackich masochistów, którzy rozpoczętą książkę usilnie próbują przeczytać w całości, nawet gdy męczą się przy tym, jęczą, stękają i narzekają, ale w imię wyższych ideałów czytają do końca.
Na Upadek... zdecydowałam się przede wszystkim ze względu na tematykę. Byłam szalenie ciekawa, w jaki sposób Tolkien wyobrażał sobie świat arturiańskich legend i, co oczywiste, jak go przedstawił. Moja ciekawość zwyciężyła, nawet pomimo faktu, że za poematami nie przepadam i zwykle traktuję je jak ludzi, których nie lubię - unikam jak mogę.

Szybko okazało się, że poemat (nota bene, nieukończony) Tolkiena to ledwie jedna trzecia książki, dwie trzecie zaś zajmują teksty, których autorem jest najmłodszy syn Tolkiena, Christopher. W swoich analizach przybliża on czytelnikowi cztery tematy: poemat w tradycji arturiańskiej, związek Upadku... z koncepcją Silmarillionu, ewolucję poematu oraz kwestię wiersza aliteracyjnego, którym Tolkien silnie się fascynował. Analizy te przypominają akademickie rozważania, do których - co do tego mam niemal stuprocentową pewność - czytelnicy nie pałają wielkim uczuciem. Prawdziwych fanów twórczości Tolkiena z pewnością zainteresują, ale jeśli ktoś sięga po Upadek króla Artura z czystej ciekawości, jak ja to zrobiłam, może poczuć się zniechęcony.

Sam poemat, co stanowi wielką gratkę, zestawiono z oryginałem, dzięki czemu Upadek... przeczytać można w dwóch wersjach językowych. A czyta się nieźle. 


Nie mogę oczywiście powiedzieć, bym z wrażenia padła na kolana i błagała o więcej. Doceniam dużą pracę, jaką panie Katarzyna Staniewska i Agnieszka Sylwanowicz musiały włożyć w tłumaczenie tak trudnego dzieła, by wszystko miało sens i odpowiednią konstrukcję. Upadek króla Artura jako poemat jest wartościowy i na pewno niejeden doceni jego kunszt, ale to wciąż nie mój klimat. Podtrzymuję więc moje wotum nieufności w stosunku do poematów i minie naprawdę długi czas, zanim sięgnę (o ile w ogóle to nastąpi) po kolejny.




http://lubimyczytac.pl/ksiazka/196970/upadek-krola-arturaTytuł oryginału: The Fall of Arthur
Tłumaczenie: Katarzyna Staniewska, Agnieszka Sylwanowicz
Ilość stron: 264
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka




Możesz przeczytać również