czwartek, 30 czerwca 2016

Katarzyna Montgomery, Krystyna Janda - Pani zyskuje przy bliższym poznaniu

Wyjątkowa. Pełna klasy i pasji. Zdumiewająca. I mądra, mądra przede wszystkim. Panie i Panowie, oto ona. Jedyna i niepowtarzalna. Krystyna Janda. 
fot. Adam Kłosiński / źródło: krystynajanda.pl
Jej nazwisko to marka sama w sobie. Stanowi najlepszy dowód na to, że wytężoną pracą i oddaniem temu, co się najbardziej kocha, można wspiąć się na sam szczyt. A Krystyna Janda na szczycie jest od dawna i nic nie wskazuje na to, by cokolwiek w tej materii miało się zmienić - na szczęście. Najpierw jest ona, a potem długo, długo, długo nikt.

Ode mnie tylko kilka słów - reszty trzeba doświadczyć samemu. Rozmowa tej wybitnej polskiej aktorki z Katarzyną Montgomery (świetną dziennikarką, naprawdę, uwielbiam jej słuchać i ją czytać!), przeplatana felietonami pani Krystyny to absolutnie przepyszna rzecz do czytania. Bo to nie tylko opowieść o tym, w jaki sposób Janda jako aktorka rozkwitała, ale i okazja do refleksji nad wieloma sprawami - samoświadomością, wolnością, spełnianiem swoich marzeń, rodzicielstwem czy relacjami z innymi ludźmi. Krystyna Janda jest kobietą mądrą i tą swoją mądrością emanuje, wzbudzając podziw i głęboki szacunek. Książki takie jak ta czyta się z rosnącą ze strony na stronę przyjemnością, delektując się każdym słowem - w Pani zyskuje przy bliższym poznaniu od razu czuć, że spotkały się tu ze sobą dwie silne kobiety, których stosunki wykraczają poza zwykłą relację, jaka mogłaby dzielić tego, który wywiad przeprowadza z tym, który tego wywiadu udziela. Jest tu wzajemny szacunek i zaufanie oraz przede wszystkim szczerość i naturalność, bez których ta książka nie byłaby tak dobra.

Naprawdę, trzeba się przekonać na własnej skórze. Polecam gorąco.

Liczba stron: 560
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ocena (1-10): 7 - bardzo dobra
 

niedziela, 26 czerwca 2016

Jojo Moyes - Zanim się pojawiłeś

To powinno być zakazane, takie znęcanie się nad cudzymi emocjami, doprowadzanie kogoś do płaczu i sprawianie, że czuje się pokonany i bezsilny. Jak można zafundować komuś rollercoaster tak skrajnych emocji, od ściskającego za serce współczucia, poprzez autentyczną, szczerą radość i dojmujący smutek? Kosmos!

Jojo Moyes w swojej powieści Zanim się pojawiłeś zrobiła to wszystko. Nienawidzę jej za to i uwielbiam zarazem. Dlaczego?

Will był młodym, zamożnym biznesmenem prowadzącym cudowne, aktywne i pełne wrażeń życie. Wystarczyło jednak mgnienie oka, by to życie zmieniło się w nieustające pasmo cierpień - Will uległ wypadkowi, w którym uszkodzenia doznał jego rdzeń kręgowy. Niemal całe ciało mężczyzny zostało sparaliżowane, a on sam stracił chęci do życia, nie potrafiąc zaakceptować swojego nowego stanu. Trudno go zresztą winić -  chyba każdy z nas załamałby się, gdyby z dnia na dzień został zmuszony do bycia zależnym od kogoś innego, nawet w najprostszych czynnościach, takich jak jedzenie czy wypróżnianie się.

Kiedy opiekunką Willa zostaje Louisa, dwudziestosześcioletnia była pracownica kawiarni, nic nie wskazuje na to, by sytuacja Willa miała w jakiejkolwiek kwestii ulec zmianie. A jednak ta nieco ekscentryczna dziewczyna okazuje się być balsamem dla duszy swojego podopiecznego, którego usta po raz pierwszy od dawna rozciągają się w szerokim uśmiechu. Pewnego dnia jednak Lou przypadkiem odkrywa, że Will zdecydował się zakończyć swoje życie i popełnić wspomagane samobójstwo. Wybrał już datę i miejsce. Jest zdeterminowany i wydaje się, że nic nie zmieni jego planów. Ale czy na pewno? Louisa zaczyna walczyć o to, by Will zmienił swoje nastawienie. A że ma niewiele czasu, musi starać się z całych sił. I stara się, stara jak jasna cholera, a ja zamieram, ściskając kciuki i licząc na to, że jej się uda. Bo przecież nie może być inaczej, prawda?

Jojo Moyes napisała książkę z gatunku tych, które chcesz, żeby trwały jak najdłużej, bo boisz się tego, jak się skończą. Zanim się pojawiłeś zostawiła mnie z uczuciem absolutnego niedosytu, trudnego, wręcz niemożliwego do zaspokojenia. To niezwykle wzruszająca powieść, która poniewiera czytelnikiem i ma olbrzymi wpływ na jego emocje. Jest tak, jakby coś we mnie pękło i nie mogę się po tym pozbierać.

Tytuł oryginału: Me before you
Liczba stron: 382
Wydawnictwo: Świat Książki

Ocena (1-10): 8 - rewelacyjna

wtorek, 21 czerwca 2016

Martin Caparrós - Głód

Przeciągam się z rozkoszą po zjedzeniu na śniadanie świeżych, razowych bułeczek z twarogiem, szczypiorkiem i rzodkiewką. W tym samym momencie mieszkańcy najbiedniejszych części Sudanu Południowego przygotowują posiłek złożony wyłącznie z sorgo, bo tylko na tyle mogą sobie pozwolić. 

Na sobotni obiad planuję kotlety z dorsza, młode ziemniaki z koperkiem i kolorową surówkę z kilku warzyw. W tym samym momencie setki milionów ludzi zastanawiają się, czy w ogóle uda im się dzisiaj włożyć coś do ust. Jutro będzie podobnie. I pojutrze, i każdego kolejnego dnia. W każdej dobie, kiedy ja zjadam kilka dobrze zbilansowanych posiłków, dwadzieścia pięć tysięcy ludzi na całym świecie umiera z głodu. Każdego cholernego dnia. Gdy sobie to uświadomiłam, poczułam, jakbym z całej siły dostała pięścią w brzuch. Zabolało jak diabli.

Głód autorstwa argentyńskiego dziennikarza Martina Caparrósa to książka, która dotyka do żywego. Przeciąga po mentalnym żwirze i sprawia, że zaczynasz czuć się jak balon, z którego spuszczono powietrze. Caparrós nie patyczkuje się ze swoim czytelnikiem i pisze o tym, co stanowi codzienność zdecydowanie zbyt wielu ludzi. Uświadamia, że głód to nie tylko wzdęte brzuszki afrykańskich dzieci, ale coś znacznie więcej. Świadomość tego powoduje ogromny dyskomfort i poczucie, że w którymś momencie historii coś poszło bardzo nie tak. Że decyzje pewnych ludzi były małymi kulkami śniegu, które tocząc się, stopniowo zwiększały swój rozmiar i teraz trudno je zatrzymać. Głód to wstrząsające świadectwo życia ludzi, którzy każdy kolejny dzień witają świadomością, że nie wiadomo, co i kiedy będą mogli zjeść. To książka o tych, których największych marzeniem jest, żeby już nigdy więcej nie brakowało im pożywienia. Dlatego przeraża tak bardzo.

Tytuł oryginału: El hambre
Liczba stron: 716
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie

Ocena (1-10): 8 - rewelacyjna 

sobota, 18 czerwca 2016

Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań

Wybrałam złą scenografię. Lewa strona autobusu, siedzenie od strony okna, ulubione, wysiadywane tak często, że niemal moje własne. A jednak to nie było to, bo myślami uciekałam wciąż i wciąż. Na zalany słońcem parking, do kina, w góry i nad błyszczące w świetle księżyca wody jeziora. 

Nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego wyleczę. Prawdę mówiąc, nie wiem nawet, czy kiedykolwiek będę chciała się z tego wyleczyć. Bo widzicie, jest kilka powszechnie znanych prawd, które wyświechtane do cna wydają się nie mieć już żadnego znaczenia. Jedna z nich mówi, że piękne jest to, co się komu podoba. Tadam! Myślę więc sobie, że piękne jest to, jak wiele przyjemności sprawia mi zanurzanie się w literaturze, na którą jestem już trochę za stara. Chociaż... chwila, chwila, bo coś tu chyba nie gra. Kto właściwie powiedział, że od dwudziestki w górę to już tylko Kerouac i jemu podobni, bo inaczej wstyd, idź stąd i nie wracaj i cotywogólewieszoliteraturze?

Ignoruję to zatem, z ekscytacją wsiąkając w historie, które były poza moim zasięgiem, gdy byłam nastolatką. Odwzajemnione miłości, tabuny przyjaciół i imprezy, które wspomina się do siedemdziesiątki. Ktoś mnie pokocha. 12 wakacyjnych opowiadań to jedna z tych książek, które pozwalają mi zapomnieć, że jestem już w tym wieku, kiedy należy pamiętać o rachunkach prąd i UPC, bo inaczej wyłączą i że bliżej mi do kremów przeciwzmarszczkowych niż tym przeciwko niedoskonałościom. I to jest właśnie najbardziej zachwycające, że dzięki książkom takim jak ta, gdzie każde opowiadanie to odrębna historia, mogę znowu poczuć się jak wtedy, kiedy największym moim problemem były wyniki rekrutacji na studia.

Stephanie Perkins wybrała do swojego zbioru opowiadania, w których młodzieńcza miłość nie zawsze smakuje jak truskawki z bitą śmietaną, ale bywa gorzka jak chinina. Choć nie jest to zbiór tak dobry jak Podaruj mi miłość, wciąż może zachwycać i na pewno urzeknie niejednego. Dwunastu autorów, dwanaście opowiadań - coś podobnego nie może rozczarować.
Ktoś mnie pokocha to smakowita książka, jedna z tych, które na pewno warto spakować do walizki i czytać na skąpanej w słońcu plaży. Wakacyjna, lekka i bardzo, ale to bardzo przyjemna.

Tytuł oryginału: Summer Days & Summer Nights: Twelve Love Stories
Liczba stron: 480
Wydawnictwo: Otwarte / Moondrive

Ocena (1-10): 6 - dobra

niedziela, 12 czerwca 2016

Macierzyństwo bez Photoshopa

Do ideału daleko mi jak stąd na Marsa i z powrotem. Jest wiele rzeczy, których w sobie nie lubię - mam luźny brzuch i uda, które na skutek utraty kilkudziesięciu kilogramów falują radośnie, gdy tylko mam na sobie cokolwiek innego niż opinające dżinsy. Mam płaski tyłek, piersi jak sadzone jajka (równie dobrze mogłabym nosić stanik na plecach), a moja prawa łydka naznaczona jest żylakami, które wiją się jak Amazonka i jej dopływy. Brzmi tragicznie, prawda? 

Tyle że oprócz nich mam też kilka zalet, które skwapliwie w sobie pielęgnuję. Mam duże, zielone oczy o pięknym kształcie i długie rzęsy. Kształtne, ładnie zarysowane usta, wyraźnie zaznaczoną żuchwę i widoczne obojczyki, które uwielbiam.
Moje ciało, choć nieidealne, trzy lata temu pokazało, że dysponuje potężną siłą. Dało życie mojemu synowi i pozwoliło mi znów poczuć się dobrze z tym, jak wyglądam

Macierzyństwo bez Photoshopa przypomniało mi o tym, o czym czasami zdarza mi się zapominać. Że każda z nas, niezależnie od tego, jak wygląda, ma prawo czuć się jak bogini. Że każda z nas ma prawo czuć się dobrze w swoim ciele, nie bacząc na to, co mówią trendy. W książce tej zebrano wyznania kilkunastu kobiet i mężczyzn, którzy zdecydowali się napisać o tym, co czują w związku z tym, jak wyglądają i tym, jakich zmian dokonało w nich rodzicielstwo. Z każdego zamieszczonego w tym zbiorze tekstu emanuje ogromna siła - duma ze swojej kobiecości i faktu, że każda z nas, nawet jeśli daleko nam do współczesnego ideału urody, jest na swój własny sposób cudowna.

Jednocześnie w publikacji tej nie ma głosu mówiącego, że jeśli jesteś matką, śmiało możesz pozwolić sobie na to, by całkowicie osiąść na laurach i zatracić samą siebie. Wprost przeciwnie - Macierzyństwo bez Photoshopa motywuje do tego, byśmy niezależnie od tego, jak wyglądamy, pielęgnowały w sobie te cechy, z których jesteśmy dumne i byśmy z całą mocą czerpały ze swojej kwitnącej kobiecości i macierzyństwa. Właśnie dlatego ta książka jest tak dobra i tak ważna.

Liczba stron: 120
Wydawnictwo: Helion

Ocena (1-10): 7 - bardzo dobra 




piątek, 10 czerwca 2016

Artur Górski, Jarosław Sokołowski - Masa o kilerach polskiej mafii

Im dalej w las, tym gorzej, jak sądzę. Bujny drzewostan rzadzieje, czyniąc otoczenie coraz mniej przyjemnym. I podobnie sprawa ma się z piątą już książką z cyklu Masa o... polskiej mafii autorstwa Artura Górskiego i Jarosława Sokołowskiego. Było miło, ale się skończyło.

Już przy poprzedniej części cyklu nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tego wszystkiego jest za dużo, że zaszło to za daleko, że wałkowanie po raz kolejny tego samego robi się nie tyle nudne, co zwyczajnie męczące. I choć nikt mi rąk nie wykręca i nie przystawia broni do głowy każąc czytać, to jednak mam poczucie, że robienie z czytelnika pelikana, który połknie wszystko, jest... no cóż.

W książce Masa o kilerach polskiej mafii na tapet wzięto tym razem tych, których ręce splamiły się cudzą krwią i którzy bez mrugnięcia okiem wykonywali wyroki śmierci wydane na członków konkurencyjnych lub nawet swoich własnych grup. Krew leje się tu wiadrami, a wśród bandytów co jeden, to gorszy - same przyjemniaczki, nie ma co. Mimo to (a może właśnie z tego powodu?) historie o kilerach nie wzbudziły we mnie żadnych intensywnych uczuć. Ślizgałam się po tej książce, niechętna do zbytniego zagłębienia się w opowiedziane w niej historie. Co za dużo, to niezdrowo. Czy odważę się sięgnąć po szóstą część cyklu, łapiąc się nadziei, że tym razem będzie lepiej? Kto wie? Czas pokaże.

Liczba stron: 256
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ocena (1-10): 5 - przeciętna

niedziela, 5 czerwca 2016

Sophie Kasiki - Piekło ISIS

ISIS to jedno z tych słów, które już od pewnego czasu budzą we mnie duży niepokój. Od kiedy w doniesieniach z Bliskiego Wschodu zaczęły pojawiać się coraz bardziej przygnębiające informacje o działalności Państwa Islamskiego, pomyślałam, że oto na naszych oczach dzieje się coś, co na zawsze zmieni losy milionów ludzi i zamieni ich życie w piekło.

Sophie Kasiski, autorka książki Piekło ISIS uwierzyła ludziom, którzy wykorzystali jej słabość, małżeńskie problemy i tendencje do nawracających depresji. Chłonęła jak gąbka wszystkie kłamstwa, którymi raczyli ją jej znajomi, młodzi mężczyźni, którzy niewiele wcześniej uciekli z Francji do Syrii, żeby zaangażować się w walkę na rzecz ISIS, pozostawiając swoje rodziny w rozpaczy. Sophie wzięła ich słowa za dobrą monetę i wyruszyła za nimi, prosto w paszczę lwa, w dodatku zabierając ze sobą czteroletniego syna.

Nie raz i nie dwa czytałam tę książkę, nie dowierzając naiwności bohaterki. która uwierzyła na słowo komuś, kogo w gruncie rzeczy nie znała, i która pojechała do Syrii całkiem w ciemno, wierząc w zapewnienia obcych jej ludzi. I mimo że mamy XXI wiek i Internet niemal w każdym domu - to wszystko na nic. Sophie zabrała syna w strefę wojny, nie próbując nawet zorientować się w sytuacji i zweryfikować, czy to, co mówią jej znajomi, jest prawdą. Szybko jednak okazało się, że rzeczywistość jest bolesna, a kobieta w Państwie Islamskim znaczy tyle, co nic. Jest więc smutnie i strasznie jednocześnie, ale chciałoby się też powiedzieć, że dobrze ci tak, babo, skoroś głupia. Tylko że nie wszystko w życiu jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Nie zmienia to jednak faktu, że Sophie przyjechała na terytoria kontrolowane przez ISIS z własnej, nieprzymuszonej woli, kierując się wyłącznie fatamorganą, nie mającego nic wspólnego z prawdą.

Piekło ISIS nie była dla mnie książką, którą skwitowałabym głośnym wow. Choć czyta się ją szybko i tematyka zdecydowanie należy do interesujących, to jako całość prezentuje się raczej marnie, a moja osobista rezerwa w stosunku do bohaterki przechyliła szalę na jej niekorzyść. A szkoda.

Tytuł oryginału: Dans la nuit de Daech: Confession d'une repentie
Liczba stron: 256
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ocena (1-10): 5 - przeciętna