czwartek, 31 grudnia 2015

Czytelnicze podsumowanie 2015 roku

2015 był intensywnym rokiem. Zaskakującym, pracowitym i niosącym za sobą wiele dobrego. Kiedy rok temu o tej porze zastanawiałam się, jaki będzie rok 2015, w najśmielszych snach nie przypuszczałabym, że będzie tak cudownie. 


Po pierwsze...

dostałam pracę w branży, która choć całkowicie rozmija się z moim wykształceniem, dotychczasowymi zajęciami i zainteresowaniami, okazała się być absolutnym strzałem w dziesiątkę. To fantastyczne uczucie, mieć pracę, którą naprawdę się lubi i do której chodzi się z uśmiechem na pysku, a nie z miną Marii Antoniny zmierzającej na szafot. A najważniejsze, jestem pewna, że 2016 rok będzie należał do nas - nie ma innej możliwości!

Po drugie...

co nierozerwalne wiąże się z pierwszym, mój syn poszedł do żłobka. I - uwaga! - to, że on tam poszedł, a ja wylądowałam na etacie, jest najlepszym, co mogłam dla nas zrobić. Rozwijamy się oboje: ja rozwijam się zawodowo, a on rozwija się towarzysko, socjalizuje i uczy samodzielności. Na tym etapie jego rozwoju, towarzystwo rówieśników i dorosłych innych niż rodzice, jest nie do przecenienia. Co więcej, doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że jako rodzic nie byłabym w stanie zagwarantować mu takich zabaw, zajęć i wrażeń, jakie ma w żłobku. Win win situation.

The last but not least... Książki!

Znów, jak co roku, mam sobie do zarzucenia, że niedostatecznie mocno skupiłam się na klasyce, a zamiast tego jak kania dżdżu łaknęłam tego, co najnowsze, najpopularniejsze i najbardziej przez innych czytelników pożądane. Czyli jak zwykle. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, ponieważ równocześnie zanurzyłam się głęboko (a przynajmniej głębiej niż do tej pory) w literaturze faktu i zaczęłam też czytać w języku angielskim. Brawo ja! 
Natomiast wiosną, na co oczywiście ma wpływ podjęcie nowej pracy, zaczęłam uważniej dobierać sobie kolejne lektury, już nie na zasadzie "może być dobre", a "prawie na pewno będzie dobre". Opłaciło się, dzięki czemu zdecydowana większość przeczytanych przeze mnie w tym roku książek okazała się być przynajmniej przyzwoita. Mam za sobą 114 lektur najróżniejszych gatunków, a które wywarły na mnie największy wpływ? Oto one: 







niedziela, 27 grudnia 2015

Diane Chamberlain - Dar morza

Znowu to zrobiła, a ja powinnam była się na to przygotować, w końcu u niej to nic nowego. Diane Chamberlain po raz kolejny wystrzeliła mi piąchą w twarz, znienacka, niepostrzeżenie i wręcz... elegancko. Jeszcze nigdy mnie nie zawiodła - i bardzo dobrze! Tego rodzaju przewidywalność zupełnie mi nie przeszkadza.


Dar morza to historia kobiety, która jako jedenastoletnia dziewczynka znalazła na plaży porzuconego noworodka. Od tej chwili losy Darii i malutkiej Shelly łączą się nierozerwalnie - rodzina Darii adoptuje porzucone maleństwo i obdarza ją miłością i oddaniem.
Mijają lata - w Kill Devil Hills życie płynie swoim rytmem, względnie spokojnie. Wielu jego mieszkańców, w tym Daria i Shelly, zmaga się ze swoimi własnymi demonami, co nie wydaje się być wyjątkowo nadzwyczajne. Ot, dorosłość i los, który często bywa przewrotny.

Wszystko ma się zmienić, gdy na listowną prośbę Shelly do miasteczka przylatuje Rory Talor, przyjaciel Darii z dzieciństwa, aktualnie popularny producent telewizyjny. Rory decyduje się spełnić prośbę Shelly i podjąć próbę odnalezienia jej prawdziwej matki. Gdy sprawa wychodzi na jaw, Daria nie jest tym faktem zachwycona, obawia się bowiem, że odkrycie prawdy o matce Shelly może być dla tej dziewczyny niezwykle trudne.

Jeżeli coś u Chamberlain wydaje się być oczywiste, można być niemal pewnym, że wcale tak nie będzie. Dar morza nie jest tu wyjątkiem. Ta książka zmusiła mnie do refleksji nad samą sobą, nad własnymi reakcjami i nad tym, jak zachowałabym się, gdyby sytuacja zmusiła mnie do podjęcia wyjątkowo trudnych decyzji. Chamberlain tworzy bohaterów z krwi i kości, skomplikowanych, pełnych wątpliwości i najróżniejszych uczuć, a przez to tak bardzo ludzkich.
Dar morza, jak wszystkie inne czytane przeze mnie dotychczas powieści Chamberlain, przeczytałam niemal jednym tchem, niecierpliwie wyczekując każdej wolnej chwili, którą mogłabym jej poświęcić. Zresztą nie tylko ja. Moja mama po jej przeczytaniu napisała mi tylko dwa słowa: "Muszę ochłonąć". Rzeczywiście jest po czym. 

Tytuł oryginału: Summer's Child
Liczba stron: 448
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ocena (1-10): 8 - rewelacyjna

wtorek, 15 grudnia 2015

Stephen King - Bazar złych snów

Stary, dobry King, chciałoby się powiedzieć, ale... Otóż to. Nie obędzie się bez "ale". Czekałam na niego niecierpliwie. Tak już mam, pisałam już o tym wielokrotnie i będę pisać jeszcze nie raz. Gdy na coś czekam, to czekam jak na szpilkach i nowa książka Stephena Kinga nie była wyjątkiem. 


Okładka, tytuł... wszystko wskazywało na to, że oto jest, King w swoim mistrzowskim wydaniu, a w nim groza, śmierć, mrok i zniszczenie (no, może bez przesady). Tymczasem niespodzianka. Surprise! Nie raz, nie dwa i nie trzy, a raz za razem przecierałam oczy ze zdumieniem. Byłam ZASKOCZONA, jak licealista, który dowiaduje się, że zostanie tatą, a jednak, w gruncie rzeczy, nie powinien być zdziwiony. Pojęcia nie mam, dlaczego wmówiłam sobie, że nowy King będzie Kingiem starym. Umknął mi gdzieś po drodze fakt, że King, jak każdy inny artysta dojrzewa i ewoluuje, więc oczekiwanie od niego, by był dokładnie tym samym pisarzem, co trzydzieści lat temu, jest co najmniej idiotyczne. 

Tak więc niespodzianka. Miła, nie powiem. Wśród dwudziestu opowiadań, jakie znalazły się w tym zbiorze, są takie, które natychmiast zaliczyłam do swoich "naj": Śmierć, Moralność, doskonałe Kiepskie samopoczucie, fantastycznie napisany Billy Blokada i Nekrologi. Były też i takie, których - gdyby nie styl - nigdy w życiu nie powiązałabym z Kingiem, np. Premium Harmony i Pijackie Fajerwerki. Zwłaszcza te ostatnie były absolutnie zaskakujące i takie... bo ja wiem, inne? Nie-kingowe?

Bazar złych snów to fantastyczny zbiór i zdecydowanie nie jestem w swojej opinii osamotniona - oceny wystawiane tej książce mówią same za siebie. Jedno jest pewne - Kiepskie samopoczucie, które jest bardzo, ale to bardzo brrrr, będzie kołatało mi się po głowie jeszcze przez dłuższy czas. Panie King, w dechę!

Tytuł oryginału: The Bazaar of Bad Dreams
Liczba stron: 672
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ocena (1-10): 7 - bardzo dobra