poniedziałek, 20 stycznia 2014

I love USA!Marek Wałkuski - Wałkowanie Ameryki

Kocham Stany. Jestem jednym z tych ludzi, którzy choć nigdy w USA nie byli, darzą je miłością od pierwszego wejrzenia... na ekranie telewizora. Chciałabym mieszkać w Stanach, chciałabym po Stanach podróżować i wdychać głęboko do płuc amerykańskie powietrze, realizując swój american dream. I choć nie mam już szans na amerykańskie liceum z szafkami na korytarzach, mogę postarać się o to, by pofrunąć za ocean, załadować się do kampera razem z mężczyznami mojego życia i wspólnie z nimi podróżować po Stanach Zjednoczonych Ameryki :)


Tyle o marzeniach. Na książkę Wałkuskiego polowałam od niepamiętnych czasów (a musicie wiedzieć, że 2012 rok to już zamierzchła przeszłość, dawno i nieprawda!). Kiedy już wpadła mi w ręce, wyszeptałam jej między kartki maj preszys i z kubkiem kawy, w paskudne, zimowe, mroźne popołudnie zanurzyłam się w amerykańskiej rzeczywistości. 

Marek Wałkuski, korespondent Polskiego Radia w Waszyngtonie przewałkował sobie Amerykę wzdłuż i wszerz, przybliżając polskiemu czytelnikowi realia życia za oceanem. Czytając jego Wałkowanie Ameryki, raz za razem przerywałam mojemu partnerowi jego aktualne zajęcie, przytaczając mu co ciekawsze informacje. Koniec końców wyszło na to, że ponad połowę książki przeczytałam na głos, tak wiele ciekawostek w niej zamieszczono. Pod koniec sama już nie wiedziałam, czy bardziej intryguje mnie wielkomiejskie życie w Nowym Jorku, czy spokojne country life w którymś z południowych stanów. Wałkuski skutecznie obala mit zidiociałego Amerykanina i tłumaczy zachowania, które dla Europejczyków są zwykle nie do końca zrozumiałe. Książka jest fantastyczna i warto ją przeczytać, nim informacje w niej zawarte stracą na aktualności.

Ilość stron: 312
Wydawnictwo: Editio

Ocena (1-10): 8 - rewelacyjna


niedziela, 19 stycznia 2014

Niezwyczajny bogacz. Ron Chernow - Tytan. Życie Johna D. Rockefellera

źródło
Miał szczęście. Ale nawet największe szczęście nie wystarczyłoby, gdyby John D. Rockefeller nie posiadał oprócz niego również olbrzymiej determinacji, sprytu, instynktu i zdolności do podejmowania ryzyka. Wszystkie te czynniki sprawiły, że Rockefeller uważany jest za najbardziej majętnego człowieka w historii, a jego majątek w chwili śmierci to - według przelicznika z 2007 roku - 663 miliardy (!!!) dolarów.

Rockefellerowi przyszło żyć w czasach, które sprzyjały bogaceniu się. Ponieważ miał nadzwyczajnego nosa do interesów, w odkryciu złóż ropy naftowej szybko zwęszył szansę na duży zarobek. Nie minęło wiele czasu, by Rockefeller dzięki swoim umiejętnościom maksymalizowania zysków stał się amerykańskim potentatem ropy.

wtorek, 14 stycznia 2014

Podejrzane upodobania Lewisa Carolla

Kiedy Karolina z bloga Zwiedzam wszechświat zamieściła na swoim blogu doskonałą recenzję Alicji z krainy rzeczywistości, zrobiłam rzeczy, których zwykle nie robię. Po pierwsze, od razu pod jej postem zadeklarowałam, że przeczytam tę książkę. Ponieważ nie zdążyłam pobiec do biblioteki tego samego dnia, zrobiłam to przy pierwszej nadarzającej się okazji. Dwa dni później. A w niedzielne popołudnie złapałam Alicję... i nie odłożyłam jej na półkę, dopóki nie przeczytałam w całości.

I całkowicie zgadzam się z pełną zachwytów opinią Karoliny, bo książka Melanie Benjamin jest hipnotyzująca, intrygująca i przykleja do siebie czytelnika lepiej, niż najmocniejszy klej. A dlaczego? Ano dlatego, że Lewis Carroll (w rzeczywistości Charles Dogson) miał dość kontrowersyjne upodobanie do małych dziewczynek, które uwieczniał na swoich fotografiach w pozach mogących budzić pewne podejrzenia. Benjamin zgłębiła i wykorzystała ten temat, tworząc na jego podstawie swoją Alicję w krainie rzeczywistości, której naratorką jest Alicja Liddell, pierwowzór Alicji w Krainie Czarów. Najciekawsze jest to, że tak naprawdę nie wiadomo, jak wiele wspólnego z rzeczywistością ma ta powieść. Kto wie, może jej literacka wizja jest bardzo bliska prawdy?

piątek, 10 stycznia 2014

Ile jest Tolkiena w Tolkienie?

Kiedy w moje ręce wpadł Upadek króla Artura, nie spodziewałam się, że Tolkiena będzie w nim jak na lekarstwo. Zanim rozwinę swą myśl, chcę, żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie neguję wydawania niedokończonych dzieł zmarłych twórców (choć trochę mnie to dziwi), absolutnie. Fani z pocałowaniem ręki przyjmą wszystko. Ale to, co otrzymałam w pakiecie z napisanym przez Tolkiena poematem... no cóż. Nie tego oczekiwałam i na pewno nie jestem z tego powodu zadowolona. 

Nie należę do gorliwych wielbicieli twórczości Tolkiena. Władcę Pierścieni rzecz jasna czytałam, ale z Hobbitem, mimo wieli prób, jakoś mi nie po drodze. Silmarillion natomiast porzuciłam po kilkudziesięciu stronach, ponieważ zwyczajnie nie mogłam przez niego przebrnąć. Nie należę też do literackich masochistów, którzy rozpoczętą książkę usilnie próbują przeczytać w całości, nawet gdy męczą się przy tym, jęczą, stękają i narzekają, ale w imię wyższych ideałów czytają do końca.
Na Upadek... zdecydowałam się przede wszystkim ze względu na tematykę. Byłam szalenie ciekawa, w jaki sposób Tolkien wyobrażał sobie świat arturiańskich legend i, co oczywiste, jak go przedstawił. Moja ciekawość zwyciężyła, nawet pomimo faktu, że za poematami nie przepadam i zwykle traktuję je jak ludzi, których nie lubię - unikam jak mogę.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Witamy w Piekle Na Kołach!

Z serialami jest jak z tabliczką czekolady. Zjesz jedną kostkę, a za chwilę odrywasz cały pasek. Albo dwa. Ewentualnie zjadasz całą. Z serialami natomiast jest tak, że jeśli trafiasz na coś, co już przy pierwszym odcinku wbija cię w fotel i wali w łeb obuchem, prawie na pewno obejrzysz kilka odcinków z rzędu (nie pod rząd, pamiętajcie!). Chyba, że wstajesz rano do szkoły lub pracy, wtedy może być ciężko. Ale wiem, że są ludzie, których i to nie powstrzymuje.

Są takie seriale, na które czekasz od samego rana - zakładając, że oglądasz wieczorami, jak ja. Seriale, o których myślenie przyprawia cię o przyjemny dreszcz. Których perspektywa obejrzenia umila ci nawet kompletnie gówniany dzień. Znasz to uczucie? Na pewno znasz. 

źródło

piątek, 3 stycznia 2014

W odpowiedzi na KKD #17: Czy coś się zmieni w książkowej blogosferze?

Tymczasem w książkowej blogosferze...
 Jesteśmy słabi. W całej blogosferze raczej mało znaczący.
Topimy się we własnym sosie i tylko niewielu z nas ma ambicje, by z tego sosu wyjść.
Czytamy te same książki i o tych samych książkach piszemy, często w łudząco podobny sposób. 
Komentujemy siebie nawzajem, a nasze komentarze nie pozwalają na nawiązanie jakiejkolwiek dyskusji. Informujemy, że "przeczytam, zachęciłaś/eś mnie" lub "skoro oceniasz tę książkę źle, ja również po nią nie sięgnę". 
Część z nas pisze, bo lubi. 
Część, bo lubi i liczy na stosy darmowych książek od chętnych do ich rozdawania wydawnictw. 
A część, bo liczy wyłącznie na stosy darmowych książek i tylko w tym celu zakłada blog (bez obaw, tu nie różnimy się od licznego grona blogerek urodowych i modowych, które obrały sobie pisanie bloga za sposób na łatwy i szybki zarobek). 

czwartek, 2 stycznia 2014

Piotr Marzec - Liroy. AutobiogRAPia vol. 1

źródło
Ilość stron: 240
Wydawnictwo: Anakonda

Ocena (1-10): 8 - rewelacyjna

Im więcej czasu mija od przeczytania przeze mnie pierwszej części autobiografii Piotra Marca - Liroya, najsłynniejszego rapera w Polsce, tym silniejsze mam wrażenie, że książka ta wcale nie tryska pozytywnymi emocjami. Może to tylko moja marna interpretacja, może złudzenie, ale w AutobiogRAPii wyczułam wiele goryczy, smutku i niechęci do trudnej, często zagmatwanej przeszłości. 

Autentyzm - słowo klucz. To właśnie autentyzm jest najmocniejszym elementem autobiografii tego kieleckiego rapera, który absolutnie nie próbuje się krygować, ani tym bardziej wybielać swoich zachowań z młodości. Liroy jest w swojej historii szczery, czasami wręcz do bólu, przez co siła jego przekazu jest tym większa.