niedziela, 24 lutego 2013

Kathryn Bonella "Hotel Kerobokan. Piekło na rajskiej wyspie Bali"



Tytuł oryginału: Hotel Kerobokan
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Ilość stron: 352
Wydawnictwo: Świat Książki

Ocena (1-10): 7 – bardzo dobra

               
Hotel Kerobokan to szokująca opowieść o więzieniu i jego mieszkańcach, o dzikich nocach seksu organizowanych przez skorumpowanych strażników dla więźniów, którzy mają dość pieniędzy, by kupić sobie rozkosz, o szalejącej za murami narkomanii, ucieczkach, "wycieczkach" na plażę i morderstwach pozorowanych na samobójstwa. Pozwala zajrzeć za ponure mury, opisuje rolę więzienia w zaopatrywaniu dilerów i turystów w narkotyki, opowiada o gangu brutalnie rządzącym więzieniem i o korupcji, która sprawia, że wszystko tutaj można kupić: więzienny ślub we włoskim stylu albo celę o podwyższonym standardzie, wyposażoną w telewizor plazmowy i dobrej klasy sprzęt grający. (opis z okładki)

                Po moich plecach wciąż pełznie dreszcz. Próbuję się otrząsnąć, próbuję nie myśleć, próbuję wyprzeć ze świadomości fakt, że na indonezyjskiej wyspie Bali istnieje więzienie, w którym wszystko jest możliwe. W którym tak samo ciężki żywot mają ci, którzy znaleźli się tam z powodu dwóch gramów haszyszu, pięciu kilogramów heroiny, czy za to, że zwyczajnie zostali wrobieni przez kogoś innego. Więzienie Kerobokan to piekło na ziemi, które daje odrobinę swobody tylko tym, którzy mają wystarczającą dużą ilość pieniędzy. Kathryn Bonella wybrała się na Bali, by przeniknąć do świata kerobokańskich skazańców, poznać ich z bliska i na własne oczy obserwować realia więziennego życia.

                Fascynował mnie ten szalony świat narkotyków, seksu i hazardu, w którym pedofile, seryjni zabójcy i gwałciciele spali obok szulerów, drobnych złodziejaszków i pechowych turystów nakrytych w klubie z jedną lub dwiema pigułkami ecstasy w kieszeni. Intrygowało mnie, co Hotel K robił z ludźmi, jak sobie oni radzili z zamknięciem w mikroskopijnych, zatłoczonych celach, w których musieli spędzać nawet po piętnaście godzin dziennie, i czym wypełniali sobie czas. (str. 14)

                Hotel Kerobokan to książka, która zdecydowanie nie należy do gatunku przyjemnych czytadeł na niedzielne popołudnie przy kawie i kawałku drożdżowego ciasta. Jest przede wszystkim piekielnie trudna pod względem tematu, jaki porusza. Z jednej strony wywołuje niesmak i obrzydzenie, z drugiej zaś współczucie i politowanie – należy przy tym wspomnieć, że jedno uczucie nie wyklucza tu drugiego. Dzięki Kathryn Bonelli czytelnik ma szansę poznać bezwzględnych morderców, wyrachowanych przemytników narkotyków i ludzi, którzy po prostu mieli pecha (np. Schapelle Corby, której historię autorka opisała w książce Jeśli doczekam jutra). Podczas czytania wiele rozmyślałam na temat kerobokańskich realiów życia i tego, jak bardzo więzienna egzystencja wpłynąć może nawet na najmocniej zdegenerowane ludzkie umysły. Czytałam na raty, a do każdego kolejnego rozdziału podchodziłam jednocześnie chętnie i niechętnie. Opowieść o „piekle na rajskiej wyspie Bali” fascynowała mnie, choć nie brak było w niej fragmentów, które pominęłabym, byle tylko nie musieć o nich później myśleć.  

                Hotel Kerobokan to zdecydowanie bardzo dobry kawał literatury faktu. Trudny i brutalny, ale bardzo dobry. Obowiązkowa pozycja dla wszystkich miłośników ciężkich, kontrowersyjnych tematów.  

sobota, 23 lutego 2013

Annick Cojean - Kobiety Kaddafiego



Tytuł oryginału: Les Proies
Tłumaczenie: Paulina Błaszczykiewicz
Ilość stron: 320
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

Ocena (1-10): 5 - przeciętna



                Miałam być zaskoczona. Miałam być zniesmaczona i zbulwersowana, lecz niestety - nie udało się. Książka Annick Cojean, przy całej swojej dramatycznej treści, nie wydała mi się być na tyle poruszająca, bym teraz, wstrząśnięta do głębi, z trudem formułowała kolejne zdania.
                Kobiety Kaddafiego są książką traktującą o żeńskim otoczeniu libijskiego przywódcy Muammara Kaddafiego, który w swym kraju rządził niepodzielnie przez czterdzieści dwa lata. Mówiąc o żeńskim otoczeniu, mam na myśli żeńską gwardię przyboczną dyktatora, do której werbowano młode dziewczęta, mające między innymi spełniać jego cielesne uciechy. Kaddafi okazał się bowiem być brutalem, bezwzględnie wykorzystującym naiwność i bezbronność swoich ofiar, uciekającym się nawet do szantażu, byle tylko wymusić należne mu - w jego opinii - posłuszeństwo. Kobiety, o których mowa w książce Annick Cojean, odważyły się opowiedzieć o swoich traumatycznych przeżyciach z twierdzy Bab al-Azizija. Choć ich relacje mogą poruszać i szokować, a także skłaniać do refleksji nad fenomenem popularności Kaddafiego, nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Choć absolutnie nie da się (i nie wypada!) bronić zachowań Kaddafiego względem opisanych w książce kobiet, trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że autorka jeszcze przed napisaniem Kobiet Kaddafiego miała w głowie określoną tezę na temat dyktatora i jej starała się trzymać przez cały czas. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na fakt, że przywództwo Kaddafiego to nie tylko seksualne wyuzdanie i gwałty, choć z książki można wysnuć zupełnie przeciwny wniosek. Szkoda, że skupiono się tu jedynie na tym aspekcie przywództwa Kaddafiego - w moim mniemaniu obniża to jakość książki, czyniąc ją nużącą i zbyt mocno skoncentrowaną na jednej tylko kwestii. 

środa, 20 lutego 2013

Małgorzata Łukowiak - Projekt Matka. Niepowieść



Ilość stron: 384
Wydawnictwo: Świat Książki

Ocena (1-10): 7 – bardzo dobra


                Jestem matką. Wprawdzie jeszcze nie w pełni, bo do pojawienia się na świecie mojego pierworodnego zostało mniej więcej dziesięć tygodni, ale w pewnym sensie jestem matką. I właśnie to jest głównym powodem, dla którego książka Małgorzaty Łukowiak Projekt Matka. Niepowieść trafiła na listę „do przeczytania jak najszybciej”.  

                O książce Małgorzaty Łukowiak wiedziałam na pewno tylko tyle, że nie będzie to klasyczna powieść afirmująca macierzyństwo we wszystkich jego aspektach i daleko będzie jej do sielankowego obrazu roli matki. Autorka, pracująca w korporacji młoda kobieta długo nie wyobrażała sobie posiadania dziecka, lecz w momencie, gdy podjęła decyzję o zostaniu matką, cały jej świat wywrócił się do góry nogami. Nie znaczy to jednak, że jej podejście do ciąży i macierzyństwa od razu uległo zmianie. Trudno bowiem w stu procentach zaakceptować zmieniające się ciało i koszmarne, ciążowe dolegliwości, uniemożliwiające normalne funkcjonowanie.  

                Projekt Matka. Niepowieść to zapis doświadczeń, wrażeń i emocji wypływających z faktu bycia matką. Autorka posługuje się fenomenalnym, ale mocno specyficznym językiem, co powoduje, że osobom nie przepadającym za tego typu narracją czytanie tej książki może przyjść z trudem. Wieloznaczeniowość, zabawa słowem i składnią świadczą o dużej zdolności pisarskiej autorki – docenią to ci, którzy tego typu zabawy w literaturze mocno cenią. Nie ryzykowałabym stwierdzenia, że to książka dla wszystkich – tę rolę spełniają lekkie powieści. Projekt Matka jest zdecydowanie specyficzną lekturą o trudach i radościach macierzyństwa – dla mnie fantastyczną.   

środa, 13 lutego 2013

Powieść na Walentynki? Catherine McKenzie "Idealnie dobrani"



Tytuł oryginału: Arranged
Tłumaczenie: Aleksandra Bielaczyc
Ilość stron: 376
Wydawnictwo: Otwarte

Ocena (1-10): 6 – dobra


             Jeśli Walentynki, to do czytania wyłącznie lekka i romantyczna historia z maleńką łyżką goryczy w tle. Dokładnie taka, jak książka Catherine McKenzie, Idealnie dobrani.

       Anne jest jak jej imienniczka, Ania z Zielonego Wzgórza. Rudowłosa, piegowata, z sercem do pisania. Różnica między nimi dwiema jest taka, że Ania z Zielonego Wzgórza miała Gilberta, a Anne… cóż, Anne ma trzydzieści parę lat, wiele nieudanych związków za sobą i olbrzymią słabość do przystojniaków w stylu Pierce’a Brosnana. Wciąż marzy o wielkiej, romantycznej miłości i gdy po kolejnym zakończonym związku przypadkowo trafia na ofertę biura matrymonialnego, decyduje się postawić wszystko na jedną kartę i skorzystać z ich oferty. Szybko okazuje się, że biuro Blythe & Company zajmuje się… aranżowaniem małżeństw, które zawierane są następnego dnia po pierwszym spotkaniu z wybranym partnerem. Niezły pomysł, co?

                Książka Catherine McKenzie z pozoru wydaje się być zwyczajnym romansem, takim, jakich wiele na księgarnianych półkach. Jednym z tych, które powielają ten sam schemat i które po przeczytaniu kilkudziesięciu stron stają się mocno przewidywalne. Idealnie dobrani okazują się być jednak na tyle specyficzni, że mogą zainteresować nawet czytelnika, który nie przepada za romantycznymi historiami – czytelnika takiego jak ja. Dużo w tej powieści humoru i lekkości. Przystępny, mało skomplikowany język i wiele zaskakujących zdarzeń w fabule uprzyjemniają lekturę i czynią z niej przyjemną historię na długi, zimowy wieczór. Jedyne zastrzeżenia które mam, dotyczą bohaterów książki, którzy momentami zachowują się mocno nienaturalnie – wydawać by się mogło, że Autorka nie do końca wiedziała, jak poprowadzić niektóre dialogi, by nie trąciły sztucznością. Zachowanie Anne momentami irytuje i dziwi. Te małe minusy nie wpływają jednak na jakość książki, która dobrze broni się interesującą, nietypową fabułą. Ma być przede wszystkim lekka i przyjemna. Idealnie dobrani z pewnością spodobają się zarówno tym kobietom, które z powątpiewaniem podchodzą do kwestii idealnych związków, jak i tym, które od lat mają u boku wymarzonego partnera. To niezobowiązująca, pełna optymizmu lektura w sam raz na Walentynki.