niedziela, 28 października 2012

Ayelet Waldman "Zła matka"


Tytuł oryginału: Bad Mother. A Chronicle of Maternal Crimes, Minor Calamities, and occasional Moments of Grace
Tłumaczenie: Katarzyna Janusik
Ilość stron: 240
Wydawnictwo: Znak

Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna




                Zła matka kocha męża bardziej niż dziecko. Woli realizować swoje pasje, niż spędzać czas w piaskownicy. Nie jest ekspertem od wychowania. Często się myli.
                Gdy Ayelet Waldman wyznała, że bardziej kocha męża niż swoje dzieci, „dobre matki” chciały ją pobić w programie „Oprah Winfrey Show”. Domagały się, aby dzieci jej odebrać! Incydent wywołał ogólnonarodową dyskusję, a Waldman napisała książkę, która stała się bestsellerem.
                Waldman szczerze i otwarcie mówi o tym, że niełatwo jest żyć w cieniu matki czy teściowej. Trudno jest rzucić pracę, a jeszcze trudniej zostawić maluchy pod czyjąś opieką. Do tego dochodzi zazdrość o synów, brak wsparcia ze strony męża i powszechne przekonanie, że kobieta musi sobie radzić ze wszystkim.


                Ayelet Waldman. Matka czworga dzieci, pisarka. Gdy przeczytałam o niej, że została niemalże zlinczowana za wyznanie, że kocha swojego męża bardziej, niż dzieci, wiedziałam, po prostu wiedziałam, że muszę jej książkę przeczytać. I nie dlatego, że jej nie popieram, a dlatego, że przyznaję jej rację. Z tego powodu zamiast moich własnych przemyśleń na temat tej książki, postanowiłam zacytować kilka ciekawych fragmentów. 

                Najważniejszą cechą charakteryzującą ikoniczne Dobre Macierzyństwo jest wyrzeczenie się siebie. To potrzeby dzieci są najważniejsze, ich zdrowie i szczęście znajdują się w centrum zainteresowania. Zajmują wszystkie myśli matki, cały jej czas i są motorem wszelkich jej działań. Jej własne potrzeby, ambicje i pragnienia mają znaczenie tylko w odniesieniu do nich. Dobra Matka dba o siebie, tylko jeśli nie odbiera to czasu dzieciom. Jak powiedziała jedna z moich korespondentek: <<Potrafi wygospodarować czas dla siebie bez narażania uczuć i poczucia własnej wartości swoich dzieci>>. Jeśli Dobra Matka pracuje zawodowo, to tylko jeśli nie przynosi to szkody jej dzieciom, albo gdy jej zarobki są niezbędne do utrzymania godnego poziomu ich życia. Co więcej, nawet branie pod uwagę własnych potrzeb i pragnień ma na celu uczynienie  jej dzieci lepszymi ludźmi.” (str. 17)

                „Dobra Matka nigdy nie jest znudzona, prawda? I nigdy nie jest nieszczęśliwa. Dobra Matka nie ma pretensji, że musi oderwać się od książki, by ocenić rysunek dziecka. Nie gapi się na zegar podczas lekcji muzyki, próbując pchnąć wskazówki do przodu z determinacją czwartoklasisty czekającego na przerwę. Nie chowa przed dzieckiem farbek do malowania palcami, bo nie może znieść bałaganu. Dobra Matka nie tylko wynosi potrzeby i zainteresowania dziecka ponad swoje, ale jeszcze sprawia jej to przyjemność. A jeśli mi nie sprawia przyjemności, nie jestem dobrą Matką. Wręcz przeciwnie – jestem beznadziejna.” (str. 10-20)
               
                „Większość kobiet, które znam, czuje pod skórą destrukcyjne rozczarowanie i niepokój. Kobiety, które znam, są przynajmniej częściowo niespełnione. I spędzają dużo czasu, próbując uciec od  zastanawiania się, czy warto było się poświęcać.
                Właśnie to zastanawianie się, to poczucie niespełnienia są dla nas najgorsze i budzą największy niepokój. Poczucie rozczarowania, nudy i nieszczęścia jest niemiłe, ale co najbardziej nas przeraża, to sam f a k t, że jesteśmy rozczarowane, znudzone i nieszczęśliwe. Bo matka, której nie wystarczy bycie matką, matka, która chce więcej, niż tylko spędzać całe dnie ze swoimi dziećmi, matka, która wyobraża sobie więcej – jest egoistką. I tak jak Dobrą Matkę definiuje samo wyrzeczenie, tak główną cechą Złej Matki jest egoizm.” (str. 21)   

                Ayelet Waldman ma bardzo dużo racji, gdy pisze o tym, jak bardzo kobiety potrafią zatruć siebie nawzajem, zwłaszcza w sieci – „Strony (…), mimo iż dostarczały wiele wartościowych wskazówek, na przykład gdzie szukać wyprzedaży bucików dla malucha i ile wypada zapłacić opiekunce, zaskakująco często przekształciły się w zagorzałe bitwy, których podtekst mówił nie tylko, że się nie zgadzamy, ale że zasadnicza i całkowita błędność twojej opinii czyni cię najgorszą matką na świecie. Trujące ścieki blogowych komentarzy obnażają najgorsze ludzkie cechy.” (str. 86)

                „Zła Matka” to książka, po którą powinny sięgnąć kobiety. Zdrowy rozsądek, który bije z tej książki, przyda się wielu z nich. Przypomni, że świat nie ogranicza się do brudnych jednorazowych pieluszek. Za to właśnie jestem wdzięczna. Że Ayelet Waldman odważyła się powiedzieć na głos to, czego wstydzi się wiele z nas.

niedziela, 21 października 2012

Wojciech M. Czajko "Afryka przez dziurkę od klucza"


Ilość stron: 248
Wydawnictwo: Marpress (dziękuję)

Ocena (1-10): 5 – przeciętna


                O książce Wojciecha M. Czajko myślałam, że będzie jedną z tych książek podróżniczych, które porywają mnie od pierwszej, do ostatniej strony i na długo pozostawiają we mnie poczucie niedosytu. Myślałam, że po jej przeczytaniu zapragnę rzucić wszystko i – jak mówił Wojciech Cejrowski – sprzedać lodówkę, żeby zyskać parę groszy na podróż. Niestety, moje rozczarowanie rosło wprost proporcjonalnie do ilości przeczytanych przeze mnie stron. Afryka przez dziurkę od klucza okazała się być w moim mniemaniu książką bardziej polityczną, aniżeli podróżniczą.

                Wojciech Czajko w pierwszym rozdziale swej książki pisze o podglądaniu goryli górskich i na dobrą sprawę osiemdziesiąt procent tego rozdziału traktuje nie o gorylach, a o sytuacji wewnętrznej, polityce i władzy Ruandy. Rozdział drugi to „Bonobo”, rzekomo mający opowiadać o szympansach karłowatych. W rzeczywistości i tu sytuacja się powtarza. Jedynym fragmentem zasługującym na większą uwagę jest tu opis życia seksualnego szympansów, które nie stronią od seksu oralnego, masturbacji, czy stosunków homoseksualnych. Rozdział trzeci, o szympansach, jest zdecydowanie najlepszy i najbardziej interesujący. Tutaj kwestie polityczne, ku mej uciesze, ograniczone zostały do minimum, z kolei rozdział czwarty: „Bushbaby. Podróż do buszu”… no cóż, radość z czytania nie mogła trwać wiecznie.

                Czuję się trochę oszukana. Opis okładkowy mówi, że książka Wojciecha Czajko nawiązuje  też do historii Republiki Południowej Afryki, która ze swoim wielokulturowym społeczeństwem, wydaje się zamieniać swoją różnorodność etniczną raczej w źródło siły, niż w przyczynę kolejnych wojen. Wędrówka po bezdrożach i zakamarkach kontynentu obfitują w opowieści o jej mieszkańcach, legendy, mało znane fakty z historii, a nawet przepisy kulinarne. Jasne, najwięcej znalazłam właśnie przepisów. Aż JEDEN, choć w opisie pojawia się liczba mnoga. Ktoś się za mocno postarał i chciał na okładce zareklamować książkę, lecz niestety… Opis okładkowy jest zdecydowanie zbyt rozbieżny z tym, co faktycznie znajduje się w książce. Wyłania się z niego bowiem obraz naprawdę interesującej książki podróżniczej, co niewiele ma wspólnego z prawdą.  
               

sobota, 13 października 2012

Nie dość ciekawy detektyw... Chris Culver "Opactwo"

Tytuł oryginału: The Abbey

Tłumaczenie: Jan Hensel
Ilość stron: 368
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka (dziękuję)

Ocena (1-10): 5 – przeciętna


                Gdy na jakiejkolwiek książce dostrzegam napis: Bestseller New York Timesa, w głowie zapala mi się czerwona lampka. Doświadczenie pokazuje, że napisowi temu ufać nie powinnam, nie zawsze bowiem oznacza on, że powieść, którą trzymam w dłoniach, jest naprawdę dobra. Tak też było z powieścią Chrisa Culvera. Choć Opactwo zyskało olbrzymią popularność (pół miliona sprzedanych egzemplarzy na Amazonie; została wydana w wersji elektronicznej), mnie nie przekonało.

                Opactwo to historia detektywa – muzułmanina, Asha Rashida, który po tajemniczej śmierci swojej siostrzenicy usiłuje dowiedzieć się, jakie były prawdziwe okoliczności tego nieszczęśliwego zdarzenia. Rashid igra z ogniem, a jego śledztwo prowadzone na własną rękę, zatacza coraz szersze kręgi. Wkrótce okazuje się, że śmierć dziewczyny ma związek z ogromną, międzynarodową aferą, a rodzinie Rashida zaczyna grozić niebezpieczeństwo.

                Jak w moich oczach wygląda sam pomysł na powieść i jego realizacja? Jeśli o pomysł chodzi, wydaje mi się, że w Opactwie jest za dużo rzeczy, które szpecą stosunkowo przyzwoitą fabułę. Prywatne rozgrywki między policjantami, śmierć goniąca śmierć, mnogość bohaterów, momentami uniemożliwiająca zrozumienie pewnych kwestii, zbyt szybko tocząca się akcja, główny bohater z problemami… Według mnie, ta książka to zbyt mocne literackie przekombinowanie, nawet jak na literaturę sensacyjną. Główny bohater nie jest postacią mogącą budzić głęboką sympatię. Rashid ukrywa przed żoną nie tylko to, że ma problem z alkoholem, ale także wiele z tego, nad czym pracuje. Zdaje się być nieobecny w życiu rodzinnym (chyba, że autor celowo chciał wykreować luzackiego detektywa-olewacza; jeśli tak, to udało mu się) i choć od czasu do czasu targają nim mniejsze, lub większe wyrzuty sumienia, nie są one najwyraźniej na tyle silne, by zaprzestał samodzielnego śledztwa. W powieści dzieje się tak wiele, że czytając ją zbyt szybko, bądź nieuważnie, nietrudno o pogubienie się w fabule. Miałam wrażenie, jakby autor za wszelką cenę chciał umieścić w swej historii wszystkie pomysły, jakie przyszły mu do głowy. Są pisarze, którym się to udaje. Culver niestety poległ. Wierzę, że są czytelnicy, którzy tę książkę polubią i którym czytanie jej sprawi dużo przyjemności. Mnie jednak nie przypadła do gustu na tyle, bym uznała ją za coś więcej, niż powieść mocno przeciętną.   

poniedziałek, 8 października 2012

Lauren Oliver "Pandemonium"

Tytuł oryginału: Pandemonium
Tłumaczenie: Monika Bukowska
Ilość stron: 376
Wydawnictwo: Otwarte

Ocena (1-10): 7 – bardzo dobra

               
                Zakończenie pierwszej części cyklu, Delirium, sprawiło, że długo nie mogłam wykrztusić z siebie słowa. Nie było więc niczym nadzwyczajnym, gdy już kilka dni później sięgnęłam po Pandemonium. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co spotka główką bohaterkę powieści, Lenę - dziewczynę mieszkającą w świecie, w którym miłość uznawana jest za chorobę.

                Po ucieczce ze swojego dotychczasowego świata, Lena trafia do Głuszy, gdzie natyka się na Odmieńców – ludzi, którzy nie zgodzili się na poddanie zabiegowi blokującemu odczuwanie miłości. Odmieńcy ratują wyczerpaną dziewczynę, a ona, jeśli chce przeżyć, musi im zaufać. Nie jest to jednak łatwe, życie w Głuszy nie należy bowiem do najprostszych, a sama Lena nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, jak właściwie miałoby wyglądać jej dalsze życie. Z daleka od rodziny, bez ukochanego, bez perspektyw… Na szczęście okazuje się, że i dla Leny znajdzie się coś do zrobienia. Co najważniejsze, nie będzie to wcale łatwe zadanie.

                Lauren Oliver zaserwowała mi w Pandemonium prawdziwy wulkan emocji. Powoli ogarniający niepokój, paznokcie wbijające się w dłoń, nerwowe przełykanie śliny… tak, zdecydowanie obawiałam się o Lenę i o to, co ją spotka. Czytanie tej powieści było o tyle ciekawe, że autorka podzieliła ją na dwie przeplatające się ze sobą części – "Wtedy" (życie Leny w Głuszy) i "Teraz" (życie „teraźniejsze”). Daje to czytelnikowi niezwykłą możliwość obserwowania tego, w jaki sposób charakter Leny i jej postrzeganie rzeczywistości uległy zmianie. Zmiana ta jest bardzo widoczna, zwłaszcza jeśli porównać ją z Delirium i „tamtejszą Leną”. O Pandemonium można napisać jeszcze wiele, ale czy jest sens odbierać Wam radość z dobrej lektury? Niecierpliwie wyczekuję już trzeciej części cyklu. Jeśli Lauren Oliver utrzyma poziom… mogę być spokojna :)

PS. Czy Wy także uważacie, że byłby z tego naprawdę dobry film?

poniedziałek, 1 października 2012

Świat bez miłości? (Lauren Oliver "Delirium")

Tytuł oryginału: Delirium
Tłumaczenie: Monika Bukowska
Ilość stron: 360
Wydawnictwo: Otwarte

Ocena (1-10): 7 – bardzo dobra 


                Miłość to choroba. Zła, wyniszczająca, prowadząca do obłędu choroba. Tak właśnie mówiono Lenie już w dzieciństwie. Tego ją uczono i o tym przypominano jej na każdym kroku. Zresztą nie tylko jej, a wszystkim wokół, wszystkim mieszkańcom Stanów Zjednoczonych. O względnym bezpieczeństwie można było mówić wyłącznie w przypadku tych, którzy poddani zostali zabiegowi uniemożliwiającemu zapadnięcie na amor deliria nervosa – w naszym języku mówiąc, uniemożliwiającemu odczuwanie miłości.  Lena także niecierpliwie wyczekuje zabiegu. Wie, że jeszcze trochę, że jeszcze tylko kilkadziesiąt dni, a będzie bezpieczna. Wtedy jednak poznaje Alexa, dziewiętnastolatka, który zabieg ma już za sobą. I nagle wszystko się zmienia…

                Świat bez miłości? Brzmi jak najgorszy koszmar i prawdopodobnie właśnie dlatego Lauren Oliver odniosła tak duży sukces. Wykreowanie rzeczywistości, w której pokochanie kogoś oznacza chorobę, było naprawdę doskonałym pomysłem – dla mnie na tyle dobrym, że pochłonęłam tę książkę w jedno popołudnie i żałowałam, że drugą część książki, Pandemonium, zostawiłam na półce.

                Delirium jest jedną z tych powieści, na które czasami trafiam i o których trudno mi napisać więcej, niż kilka zdań. Najchętniej opisałabym ją samymi przymiotnikami: fantastyczna, wciągająca, interesująca, poruszająca, niepokojąca… To jednak byłoby za mało, bo Delirium naprawdę zasługuje na pochwałę. Czytanie tej książki to dreszcze pojawiające się na ciele, czy tego chcemy, czy nie. Wyobrażacie sobie, jakby to było, gdyby zabroniono nam kochać? Gdyby nie wolno było nam śmiać się zbyt radośnie i zbyt szczerze, bo mogłoby to wzbudzić obawy naszych sąsiadów i władz?

                Ciekawym  zabiegiem zastosowanym przez autorkę było dostosowanie znanych nam biblijnych cytatów i historii, do rzeczywistości panującej w powieści:


                "Diabeł wkradł się do ogrodów Edenu i przyniósł z sobą chorobę – amor deliria nervosa – pod postacią ziarna. Ziarno wykiełkowało i wyrosła z niego wspaniała jabłoń, która rodziła owoce koloru krwi. (str. 25)"


                Co więcej o Delirium? Chyba tylko tyle, że warto po tę książkę sięgnąć, choćby dlatego, że świat bez miłości nie jest w literaturze tematem tak powszechnym, jak świat, w której miłości jest wiele.