środa, 30 maja 2012

Susan Abulhawa - Wiatr z północy

Tytuł oryginału: Mornings in Jenin
Tłumaczenie: Magdalena Moltzan-Małkowska
Ilość stron: 408
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka


Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna


                Konflikt izraelsko-palestyński (i w ogóle izraelsko-arabski) to jeden z najbardziej tragicznych i  niezrozumiałych konfliktów współczesnego świata. Może zastanawiać, dlaczego naród, który przez wieki cierpiał prześladowania i Holokaust, sam stał się tym, który praktycznie od 1948 roku budzi grozę, wysiedla i  niszczy, korzystając z biernej postawy Zachodu. Faktem jednak pozostaje faktem, nawet bez zgłębiania jego przyczyn.
               
                Susan Abulhawa podjęła temat konfliktu izraelsko-palestyńskiego w swej obyczajowej powieści, Wiatr z północy. Oczami trzech pokoleń rodziny Abulhedża, przesiedlonych siłą do obozu w Dżeninie, obserwujemy ich własny świat, który praktycznie z dnia na dzień przestał być bezpieczny. Pierwsza część książki, El-Nakba (Katastrofa) to opowieść o losach pierwszych pokoleń rodziny. Od drugiej części, śledzimy losy Abulhedżów oczami Amal, najmłodszej córki Hasana i Dalii, o których losach (oraz o rodzicach Hasana, Jehji i Basinie) traktuje część pierwsza. Amal, urodzona w 1955 roku, już jako dziecko doświadczyła tragedii wojny. Życie w trudnych warunkach, bezustanne groźby nalotów i ataków ze strony Izraelczyków – wszystko to było jej codziennością, w której zmuszona była się wychowywać.   



Trwałam w osłupieniu, niezdolna unieść stóp, jak gdyby wrosły w ziemię. Potoczyłam wzrokiem, chłonąc wszystko w zasięgu, i zobaczyłam mamę. Siedziała na ziemi, spojrzenie miała nieobecne. Nie zareagowała, kiedy nadjechali ciężarówkami żołnierze. (…) Podniosłam się, usiłując chyłkiem wyjrzeć na zewnątrz. Widziałam tylko nogi żołnierzy. Nosili ogromne buty, którymi zdawali się po mnie deptać, gdy krążyli dookoła. Bombardowali i palili, zabijali i okaleczali, kradli i łupili. A teraz przyszli po ziemię. (str.  94-95)



                Książka Susan Abulhawy to historia o rodzinie, która doświadczona została przez ogrom niewyobrażalnych tragedii. Wszechobecna śmierć, permanentny brak bezpieczeństwa, rozpaczliwe pragnienie zaznania spokoju i szczęścia – wszystko, czego do tej pory nie znali, a z pewnością nie w tak dużym stopniu. Rodzina Abulhedżów, jak wiele innych palestyńskich rodzin, doświadczona boleśnie przez Izraelczyków, praktycznie została przez nich zniszczona. Tragizmu dodaje tu fakt porwania przez izraelskiego żołnierza, jednego z braci Amal, Ismaela.

                Wiatr z północy charakteryzuje plastyczny język autorki, która wykazuje się przy okazji dużym talentem do tworzenia pierwszoosobowej narracji. Bogactwo opisów, mimo że często ukazują one grozę sytuacji, to duży atut książki, a podobnych można wymienić jeszcze wiele. O atrakcyjności powieści stanowi również fakt, że Abulhawa nie skupiła się wyłącznie na jednym typie narracji – przeplatają się tu bowiem zarówno narracja pierwszo- jak i trzecio osobowa, dzięki czemu autorka znacznie zwiększyła sobie możliwości opowiedzenia całej historii, nie tylko z perspektywy jednego bohatera. Sama tematyka książki nie należy do przyjemnych – to raczej przypomnienie o tragicznych dziejach konfliktu izraelsko-palestyńskiego, któremu nie poświęca się w literaturze popularnej zbyt wiele uwagi. Warto poświęcić czas na jej przeczytanie i na późniejszą refleksję. Bo nie ulega wątpliwości, że Wiatr z północy daje do myślenia.  




                ODE MNIE:


                Wiatr z północy okazał się być książką, która idealnie wpasowuje się w moje zainteresowania jako historyka. Swoją pracę licencjacką, pisaną dwa lata temu, zatytułowałam Sytuacja Palestyny od początków ruchu syjonistycznego do powstania Państwa Izraela. Pisałam w niej między innymi o imigracji Żydów do Palestyny (alija), pisałam o pierwszych starciach między ludnością palestyńską i żydowską. Poruszyłam także kwestię masakry w Deir Jassin. Do konfliktu izraelsko-palestyńskiego podchodzę bardzo emocjonalnie. Rażąca niesprawiedliwość, która w ogóle do niego doprowadziła, postępowanie zarówno jednej, jak i drugiej strony, określanie walczących o swoją ziemię ludzi mianem terrorystów – wszystko to budzi we mnie wściekłość i poczucie bezradności. Dla przykładu - Menachem Begin, premier Izraela w latach 1977–1983, był przywódcą oddziału, który w 1948 roku dokonał masakry w Deir Yassin, gdzie zamordowana została ponad setka Palestyńczyków. Takich sytuacji było wiele. Masakra w Qibya, masakra w Sabrze i Szatili. Nie odwracajcie proszę głów od naprawdę poważnych problemów.





środa, 16 maja 2012

Gustave Mark Gilbert - Dziennik norymberski


Tytuł oryginału: Nuremberg Diary
 Tłumaczenie: Tomasz Łuczak
 Ilość stron: 512
 Wydawnictwo: Świat Książki

 Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna


                W sierpniu 1945 roku Wielka Brytania, Francja, Stany Zjednoczone i Związek Radziecki powołały Trybunał Norymberski. Miał on osądzić wojskowych i cywilnych przywódców reżimu nazistowskiego za wywołanie konfliktu zbrojnego, eksterminację ludności cywilnej, wykorzystywanie pracy przymusowej, grabież krajów okupowanych oraz mordowanie jeńców wojennych. Amerykanin, G. M. Gilbert pełnił wówczas funkcję psychologa więziennego. Jego beznamiętne, naukowe podejście skłoniło Göringa, Speera, Hessa, von Ribbentropa, Franka, Jodla, Keitla, Streichera i pozostałych oskarżonych do ujawnienia swoich najskrytszych przemyśleń i motywacji, które doprowadziły do stworzenia wypaczonej, aryjskiej utopii i koszmarnego świata Auschwitz, Buchenwaldu i Dachau. (opis wydawcy)


                Hermann Göring, Rudolf Hess, Joachim von Ribbentrop, Wilhelm Keitel, Ernst Kaltenbrunner, Alfred Rosenberg, Hans Frank, Wilhelm Frick, Julius Streicher, Walter Funk, Hjalmar Schacht, Karl Dönitz, Erich Raeder, Baldur von Schirach, Fritz Sauckel, Alfred Jodl, Franz von Papen, Arthur Seyss-Inquart, Albert Speer, Konstantin von Neurath, Hans Fritzsche.  
               
Hermann Göring  
                Dwadzieścia jeden nazwisk. Dwudziestu jeden oskarżonych (Martin Bormann skazany  zaocznie, Robert Ley popełnił samobójstwo w trakcie oczekiwania na proces, Gustav Krupp von Bohlen und Halbach nie został sądzony ze względu na stan zdrowia). Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze sądził ich od 20 listopada 1945 do 1 października 1946, kiedy ogłoszono wyrok. Gustave Mark Gilbert, psycholog więzienny, z oskarżonymi w procesie nazistami rozmawiał w ich celach, jak równy z równym. Nawiązał z nimi kontakt, poddawał ich testom psychologicznym i spędzał z nimi czas, próbując odkryć, co skłoniło ich do związania swych losów z ideologią nazistowską. Efektem owych spotkań jest Dziennik norymberski, będący niejako zapisem tamtych rozmów i wypowiedzi ludzi, których decyzje doprowadziły do nieodwracalnych tragedii.

                Książki tej, choć charakteryzuje się dość swobodną formą, nie należy traktować jak lektury łatwej w odbiorze, przede wszystkim ze względu na jej tematykę. Autentyczne wypowiedzi jej bohaterów niosą za sobą olbrzymi ładunek emocji i nie są to bynajmniej emocje pozytywne. Co zwraca największą uwagę przy lekturze Dziennika norymberskiego, to zarówno niezwykle duże różnice, jak i podobieństwa w postawach  opisywanych postaci. Ich wypowiedzi, ich zachowania, ich stosunek do samych siebie i współoskarżonych – wszystko to jest jak mozaika złożona z wielu różnych elementów. W przypadku sądzonych w procesie norymberskim, tą całością była ich wspólna odpowiedzialność za zniszczenia spowodowane przez wojnę i nazistowską ideologię.

Hans Frank
                  Gilbertowi udało się oddać silne napięcie panujące w celach osadzonych. Starannie dobrane cytaty, ukazujące (często skomplikowane!) wzajemne relacje między współoskarżonymi, pozwalają na stosunkowo dobre poznanie ich poglądów, ich motywacji i przemyśleń. Na czoło zdecydowanie wysuwa się tu dysonans między podejściem Göringa, który do samego końca kreował się na niesłusznie oskarżonego, a Frankiem, zdającym się mieć świadomość swoich win i uznającym wojnę i Holokaust za całkowitą hańbę Niemiec (dla przypomnienia: Hans Frank był generalnym gubernatorem okupowanych ziem polskich i jednym z realizatorów polityki eksterminacyjnej wobec Żydów – ostatecznie trudno jest oceniać prawdziwość jego skruchy i rzekomego nawrócenia się na chrześcijaństwo podczas pobytu w  więzieniu).  

                Dziennik norymberski to poruszająca i wstrząsająca książka. Ukazuje mechanizmy działań ludzkich i to, w jaki sposób zachowują się, gdy ich ideały upadają. Jedną z jej największych zalet jest to, że pokazuje czytelnikowi, w jaki sposób ludzie ślepo oddani psychopatycznemu przywódcy narodu, nawet po jego przegranej nie są zdolni do przyznania się do własnych błędów i win. Ze swojej strony polecam zwrócić także uwagę na poruszone w książce kwestie związane z Rosją. Z perspektywy sześćdziesięciu pięciu lat, które minęły od momentu wydania Dziennika norymberskiego, wiele się zmieniło.





Albert Speer


Rudolf Hess
Joachim von Ribbentrop





Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu:

sobota, 5 maja 2012

Anna Jackowska - Kobieta na motocyklu

Ilość stron:  320
Wydawnictwo: Pascal

Ocena (1-10): 8 – rewelacyjna


Popołudniowe słońce i ciepły wiatr. Były tam. 
Tam, znaczy – za oknem. Kusiły, przywoływały do siebie. 
Przygotowałam lekką sałatkę z wędzoną makrelą, w sam raz na późny obiad. A właściwie na kolację. 
Otworzyłam okna na oścież, otworzyłam leżącą na łóżku książkę i… znalazłam się na Bliskim Wschodzie.* 



                Książkę Anny Jackowskiej, Kobieta na motocyklu, zaczęłam czytać w majowe popołudnie,  między dwoma świątecznymi dniami, mając w perspektywie czekający mnie nazajutrz odpoczynek na łonie natury. Spodziewałam się lektury przyjemnej – to na pewno. Interesującej? Rzecz jasna. A co dostałam? Dostałam wszystko, a nawet jeszcze więcej. Ogrom pozytywnych emocji, które wypływają z tej relacji, jest PORAŻAJĄCY. Ale o tym za chwilę…

                Śliczna, filigranowa blondynka. I motor. Brzmi jak oksymoron, prawda? Nic bardziej mylnego. Blondynka i motor są bowiem dla siebie jak brat i siostra, jak najlepsi przyjaciele, nie mogący się bez siebie obejść. Gdy Anna Jackowska porzuciła pracę, która nie do końca była tym, czego oczekiwać może od życia żądna przygód i odważna kobieta, pewnego dnia postanowiła odwiedzić Bliski Wschód. Na motorze. Sama. Z kilkudziesięciokilogramowym bagażem.

                Jak pomyślała, tak zrobiła. Wybrała się w podróż, która, jak sama pisze, dała jej olbrzymią satysfakcję. Wyruszyła w podróż, którą zrelacjonowała w swej książce, dając przy okazji świadectwo tego, jak wiele radości daje styczność z ludźmi innej kultury. Autorka na każdym kroku udowadnia, że mieszkańcy Bliskiego Wschodu są niezwykle dobrymi ludźmi, pełnymi radości i uczynnymi.
            
                Kurz, brud, błoto i piach. Lejący się z nieba żar i palące słońce. Kilkadziesiąt kilometrów do najbliższej stacji benzynowej. Miejscowi, którzy gotowi są natychmiast częstować herbatą i kawą. Słodycze, które trzeba kupować w ilościach wręcz nieprzyzwoitych. Syria. Jordania. Kąpiel w Morzu Martwym. I policjanci szukający zagubionych kart pamięci – obok TEJ książki NIE MOŻNA przejść obojętnie. Czytanie jej było dla mnie jak podróż z autorką, wspólnie, na jednym motorze. Piękne zdjęcia, stanowiące nieodłączny element każdej książki podróżniczej, doskonale komponowały się z treścią Kobiety na motocyklu i tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że Bliski Wschód także i mnie wzywa do siebie.

                A autorka książki? Wylądowała na (bardzo krótkiej!) liście osób, które mnie inspirują. A TUTAJ możecie odwiedzić jej stronę internetową i obejrzeć zdjęcia z wypraw.  


* Tak! Chcę powiedzieć, że ZAMIAST spacerować po mojej ukochanej, gdańskiej plaży, siedziałam w domu i CZYTAŁAM. Ale ABSOLUTNIE NIE żałuję!